kraj:
Słowacja
, Słowacja autor: just163
23-05-2012 11:05, ocena: 0.00/0 komentarzy: 0

Słowacja , 20 maj 2012 r.

Mała Fatra, szczyt Suchy

Skuszona perspektywą łatwej i przyjemnej wycieczki organizowanej przez nasz lokalny PTTK Katowice przyjęłam zaproszenie na lajtowy wypadzik na Małą Fatrę. Jak sama nazwa wskazuje, skoro jest mała to czemu nie spróbować słowackiej wędrówki?
O godz. 10:00 w towarzystwie cudownej, słonecznej pogody rozpoczęliśmy wędrówkę z miasteczka Varin zielonym szlakiem Pod Jedlovinę 527 m npm, którego ścieżka stawała się coraz bardziej dzika i niedostępna z krzaczorami i położonymi na ziemi spróchniałymi, butwiejącymi drzewami. Część grupy pospiesznie się oddzieliła, ja zostałam z nielicznymi – słabszą jednostką wycieczki. Od tej pory byliśmy nierozłączni. Idąc szlakiem zostałam zawrócona przez męską część załogi by pogrążyć się dalej i wyżej. Kobiet, a szczególnie blondynek się nie słucha bo podobno sprowadzają na manowce a ja do takich należę więc ugodowo by nie odrywać się od już tak nadwątlonej części zespołu poszłam za nimi potulnie jak owieczka. W ten oto sposób zboczyliśmy zgodnie i niechcąco z prawidłowo obranego szlaku i przypadkiem zdobyliśmy szczyt Kopy 1140 m npm., na której najmłodsza część grupy dokonała opatrzenia swojej poobdzieranej stopy i w dwóch parach grubych skarpet oraz pożyczonych adidasach od swojego kompana pokuśtykała dalej.
Dotarliśmy do przełęczy Javoriny, gdzie część grupy powędrowała do Chaty pod Suchym pić piwo a my czerwonym szlakiem odbiliśmy przez Prislop pod Suchym w stromą ścianę szczytu Suchego. Tempo było zbyt wyśrubowane ze względu na czas, który nas nieubłagalnie gonił. Jedliśmy w biegu, nie robiliśmy dłuższych postojów na odpoczynek, kolejne osoby po kolei odpadły i wracały do Chaty.
Czym bliżej byliśmy szczytu tym bardziej on wydawał się dalszy i prawie nieosiągalny. Chciałam zawrócić ale moja kompania – Marysia, Marek i Darek, była tak silna i dzielna, że nie mogłam im tego zrobić. Nie mogłam tego zrobić sobie, rzadko rezygnuję a tym razem poziom adrenaliny osiągnął chyba szczyt moich możliwości. Wytrwaliśmy wszyscy, z uśmiechem na spoconych buziach i okrzykami, wydzierającymi się z piersi wdrapaliśmy się ostatni z naszej wycieczki, by na szczycie Suchego 1468 m npm. http://www.slovakia.travel/imagefullview.aspx?l=5&idp=6684&io=19564 zapozować do pamiątkowego zdjęcia z Przewodnikiem, które zostanie umieszczone w galerii PTTK Katowice.
Zejście było równie trudne jak wejście na Górę, organizmy znacząco wyczerpane, głodne i spragnione a Chata http://www.chatapodsuchym.sk/polski/fotogaleria.php wraz z jej menu wydawała się nieosiągalną żądzą.
Po dotarciu do schroniska część naszej wycieczki opojona piwem i najedzona, gorączkowo zbierała się do dalszej drogi. W pośpiechu wypiłam piwo, obmyłam stopy w źródełku, zmieniłam skarpety i zjadłam polewkę – coś co przypominało wodę z kapustą kiszoną, 3 talarkami kiełbasy i kromeczką chlebka. Słowacy są bardzo serdeczni, życzliwi ale z jedzeniem u nich kiepsko niestety. Wspólnie, z rozrzewnieniem przytaczaliśmy jadłospis z rodzimego Klimczoka i Stożka co nie pomagało nam zapomnieć o prawie pustych brzuszkach.
Pośpiesznie podążyliśmy za grupą myśląc, że najgorsze za nami, niestety okazało się, że brak sił w nogach kazał nam przy schodzeniu robić krótkie postoje podczas przerw na zdjęcia, m in. na Przełęczy Wagu, której nazwę nieco przekręciłam i nazwałam bohatersko Przełęczą Bogów czyli naszą Przełęczą, bo czyż nie byliśmy Bogami w tamtym momencie? Tak wiele zrobiliśmy a do tego tak wiele od nas zależało, wycieczka nie mogła odjechać bez nas.
Mijając „Przełęcz Bogów” oczom naszym ukazał się przepiękny Zamek w Strecznie http://www.slovakia.travel/entitaview.aspx?l=5&idp=2099 a na końcu szlaku bar nad Wagiem, gdzie zakupiliśmy życiodajny, pyszny, piwny słowacki nektar i udaliśmy się promem przez rzekę w drogę do oczekującego na nas autobusu i pozostałych członków wycieczki. Po drugiej stronie rzeki czekał na nas kolejny przydrożny bar, gdzie zgasiliśmy swoje pragnienie i na koniec przesympatyczny, słowacki młodzieniec o blond włosach i niebieskich oczach zrozumiał, że jestem głodna i za 1,30 € upiekł dla mnie 4 placki ziemniaczane, które pozwoliły mi przetrwać nadciągającą noc.
Tym razem nie czuję niedosytu wędrówki ale ostre, piekące zakwasy w nogach i jeszcze coś więcej czego nie potrafię słowami wyrazić, może to szczęście, spełnienie, zwycięstwo…
Zobacz moje zdjęcia z tej opowieści

Zgłoś błąd / nadużycie » Przyjazne drukowanie »


reklamy:

Komentarze

Nikt jeszcze nie skomentował.

Dodaj komentarz

Aby skomentować musisz się najpierw zalogować