kraj:
Grecja
, Zakynthos autor: niedobrytata
15-04-2012 15:04, ocena: 0.00/0 komentarzy: 0

Niedobry Tata na wakacjach, Sierpień 2011

Na Wyspie Żółwi

 – relacje z podróży

fot. niedobrytata

Grecja
  
Wakacje samolotem miały być niespodzianką. Nikt się nie wydał, nikt nie pocieszał dzieci marudzących, że czeka nas długa jazda samochodem nad morze. Kiedy wsiedliśmy do taksówki, dzieci miały zgadnąć, czym pojedziemy. Myślały, że pociągiem, statkiem, samochodem, taksówką. Kiedy uroczyście oznajmiłem, że lecimy samolotem, zaczęły płakać, że się boją. Tak to jest z niespodziankami. Na szczęście na lotnisku strach prysł i powrócił dobry humor.

Kontrola na lotnisku. Miałem Lokomotiv na chorobę lokomocyjną – różowy płyn w otwartej buteleczce. Przy panu z ochrony musiałem go spróbować, a także dać dzieciom. Od razu poczuliśmy się bezpiecznie. 3 lata temu na lotnisku w Grecji plecak K został poddany kontroli osobistej. Strażnik wyciągnął z niego gumowego węża – zabawkę i podniósł do góry, wzbudzając ogólną wesołość.

C był tak zaaferowany lotem, że dopiero jak podchodziliśmy do lądowania zauważył, że siedzi w środku, a nie przy oknie, oraz że pas można samemu odpiąć. Pozwoliłem mu przez 5 minut pospacerować po samolocie. Nagle babcia się ocknęła: Gdzie on idzie? Odpowiedziałem, że do kabiny pilotów. Zanim zdążyłem wyjaśnić, że to żart, babcia już po niego biegła.

Przeglądając gazetę natknęliśmy się na zdjęcia owoców, a raczej zwierząt morza. C: Zjadłbyś kraba? K: U babci trzeba wszystkiego spróbować, nawet kraba.

Po całym dniu wrażeń, związanych z podróżą, dzieci nie chciały iść spać. K: Wiesz dlaczego? Bo wszystko nas ciekawi.

Zabawa C: wyciąganie ze szklanki z sokiem kostek lodu i obserwowanie, jak się topią na serwetce. Kiedy na stole pojawiła się duża, mokra plama, C powiedział: Zobacz, jak te kosty lodu narozrabiały.

W hotelu zawód – nie ma kotów. Były za to żółwie, ale nie można było ich głaskać ani ciągnąć za ogon. Poszliśmy na spacer i kiedy spotkaliśmy pierwszego greckiego kotka, postój trwał 2 godziny.

Nic nowego – pobili się. Kiedy próbowałem ustalić, o co poszło, C odpowiedział: My tak zawsze się bijemy, przecież wiesz.

Na wycieczce. Pytam: Gdzie teraz idziemy? C: Idziemy tam, skąd wróciliśmy. K: Chodźcie, tu są jakieś schodki! Ja: Schodki? Zrozumiałem „kostki”. C: A ja „kotki”.

K: Na ile lat wygląda babcia? C: Na stówę. K: No co ty, chcesz żeby umarła?

W czasie obiadu dzieci postanowiły, że na chwilę będą same rządziły: C, masz zjeść tylko frytki. Babcia, ty musisz zjeść wszystko. K, za karę musisz iść do basenu.

Bardzo szybko znaleźli sobie kolegów, z którymi się bawili, biegali, grali w bilard i w cymbergaja. Po tygodniu nie mieli problemów z zapoznawaniem nawet Greków i Anglików. Dla dzieci nie istnieje bariera językowa, różnica wieku też nie stanowi problemu. Tata mógł w spokoju pić piwo i się relaksować.

C do brata: Podzielisz się tym ze mną? K: Nie. C: Tata, a K jest niedzielny!

Na początku pobytu dzieci nie doceniały greckiego jedzenia. Nawet ani bifteki, ani keftedes nie przypominały im kotleta mielonego. Ulubionym daniem były frytki z ketchupem. C dodatkowo dokładał do tego arbuza, nie przejmując się, że je deser razem z głównym daniem. Z upływem czasu coraz więcej potraw zaczęło im smakować. Kiedy mama zapytała, co im ugotować na powrót, odpowiedziały: Pierogi i tzatziki.

K studiował mapę naszej miejscowości. Zrobił swój plan wycieczki, wszystko spisał na kartce. Poszliśmy nad morze w poszukiwaniu plaży bez kamieni. Znaleźliśmy taką prawie na samym końcu wybrzeża. Obok była tawerna. Tata, zobacz, Boomerang! Okazało się, że był to punkt pierwszy na planie K. W drodze powrotnej minęliśmy wszystkie zaznaczone na mapie punkty. Nadałem mu tytuł pilota wycieczkowego.

Na basenie nie dane mi było poleżeć, ale podobno najlepiej opalać się w ruchu. Tata, zobacz jak skaczę. I jak pływam. I jak nurkuję. Tata, ścigamy się? Popłyń ze mną na materacu. Zróbmy konkurs w skokach do wody. Chodź, obleję cię wodą z wiaderka. Tata, a on mnie chlapie! Z zazdrością patrzyłem na tatę dwóch bawiących się razem w ciszy dziewczynek, który w spokoju czytał gazetę i pił piwo.

W ciągu dnia nie opuszczali mnie ani na krok. Za to wieczorem, kiedy zbliżała się pora na powrót do pokoju i sen, nagle znikali. Nie było ich ani widać, ani słychać. Okazało się, że mogą beze mnie żyć. Szkoda, że tylko w nocy, ale dobre i to. Znów mogłem się relaksować przy piwku.

Uczyliśmy chłopców angielskiego. Na początku nie byli zbyt chętni, więc wprowadziliśmy nagrody za wykorzystanie w praktyce każdego nauczonego zwrotu. Szybko się zorientowali, że to jest bardzo przydatne i chłonęli wiedzę. Przez 2 tygodnie nauczyli się więcej, niż przez 2 lata w przedszkolu. K nawet wypisał sobie zwroty z rozmówek angielsko-polskich. Najszybciej opanowali zwroty najbardziej przydatne: „one ice-cream please” i „one coca-cola please”. Na pytania dodatkowe postanowili na wszelki wypadek odpowiadać „yes” od momentu, kiedy dostali kulki lodów we wszystkich smakach, z bitą śmietaną i wszystkimi polewami. Tata już im nie był potrzebny do składania zamówień w barze.

Tata, jak jest po angielsku „jajko z niespodzianką”? Wyczułem podstęp, więc odpowiedziałem, że nie wiem. C: Zawsze jak mówisz „nie wiem”, to robisz taką głupią minę.

Po nauce angielskiego przyszła kolej na grecki. K mówi: Tutaj nawet małe dzieci mówią po grecku. O dziwo, nie myliły im się te języki. Szybko podłapali podstawowe zwroty, a także wychwytywali, co mówią inni. C najbardziej spodobało się „ela”, czyli „ej”, a także „signomi”, czyli „przepraszam”. Na przykład biegł po zatłoczonej ulicy i krzyczał: Ela! Signomi!

Przy każdym spotkanym kotku musiałem zrobić zdjęcie, wówczas K mówił: Zaliczyliśmy tego kotka. Pewnego razu pozwoliłem mu robić zdjęcia, wyszła wówczas jego artystyczna dusza. Robił zdjęcia C i w pewnym momencie mówi: A teraz się rozpłacz.

Dzieci to straszne gaduły, buzie im się nie zamykają. Niektórym może to się wydawać męczące, ale mnie ich dyskusje doprowadzały do łez ze śmiechu. C jest mistrzem monologów, szczególnie podczas posiedzeń w toalecie: Tam na górze jest takie małe okienko, ja do niego nie dosięgam, ale gdyby przyszedł olbrzym, to musiałby kucnąć, żeby przez nie zajrzeć, za to nie zmieściłby się do środka, więc kupę musiałby zrobić gdzie indziej. Albo: Na drzwiach jest znaczek, że to łazienka dla chłopców, więc dziewczynki nie mogą tu wchodzić, a chłopcy nie mogą do dziewczynek, ale gdyby nie było żadnego znaczka, to wszyscy mogliby tu wejść, a ja mógłbym też wszędzie wejść, prawda? Na basenie: Mama nie lubi, jak ją się chlapie wodą i nie lubi, jak jej się wyrywa włosy, no bo jaka dziewczyna lubi jak jej się wyrywa włosy, a jaki chłopak lubi sobie wyrywać włosy, żeby dać dziewczynie na głowę, żeby miała więcej?

Chłopcy szybko się zorientowali, że euro (a raczej erło, jak łatwiej im było wymawiać) to podstawa. Wprowadziliśmy więc nagrody pieniężne za angielskie zwroty, a także za konkursy plastyczne. Nie dali się nabrać na centy: Tata, przecież bilard kosztuje erło. Oszczędzanie kiepsko im wychodziło, tyle atrakcji na każdym kroku, ale w końcu od czego są wakacje? K szybko opanował powiedzenie pewnego Greka i nie omieszkał nam go często przypominać: Przyjechaliście na wakacje i nie chcecie wydawać swoich pieniędzy?

Pieniądze wydawaliśmy głównie na atrakcje dla dzieci. Były atrakcje duże, jednorazowe, takie jak Fun Park, kręgle, mini-golf, Water Park, a także małe, codzienne – bilard, cymbergaj, gry komputerowe czy koszykówka. Było tego tak dużo, że spisaliśmy cały plan atrakcji z podziałem na każdy dzień tygodnia. To były prawdziwe negocjacje. Potem okazało się, że nie mam najmniejszych szans nawet na drobne korekty. Kartkę z tym planem dzieci traktowały jak mapę skarbu i nie rozstawały się z nią.

Wśród atrakcji nie było wycieczki statkiem. Chłopcy bali się płynąć, więc powiedziałem, że jak ktoś będzie chciał zostać na brzegu, to nie ma problemu. W drodze na przystań wypytywali, czy to są małe czy duże statki oraz czy szybko płyną, czy wolno. Nie wiedziałem, jaka odpowiedź ich zadowoli, więc mówiłem: Zobaczymy. W końcu okazało się, że będziemy płynąć motorówkami. To słowo nie podobało się dzieciom, więc używałem określenia „mały statek”. Dzieci były zachwycone! Duża prędkość, wiatr, rozbryzgujące fale – nie spodziewały się, że to taka frajda. Po powrocie zgodnie stwierdzili: Chcemy codziennie płynąć małym statkiem. I dużym też.

Grecy zaczynają życie tuż przed zachodem słońca, czyli około godziny 19:00. Dopiero wówczas zapełniają się place zabaw, a miejsca z atrakcjami tętnią życiem. Fun Park to głównie dmuchańce, które w pełnym słońcu się nagrzewają i parzą, dlatego przyszliśmy tam już po zmroku. Szaleństwo. Bawili się w wymiataczy, cały park był dla niech jednym wielkim torem przeszkód z pułapkami. Stał tam olbrzymi fotel dla jakiegoś króla-olbrzyma. Mówię do C, żeby tam usiadł, to mu zrobię zdjęcie, a C na to: Nie! Tam jest pułapka łaskotanie!

Kolejne miejsce szaleństw to Water Park. Część dla najmłodszych opanował C, ale nabrał odwagi dopiero w rękawkach i w okularach. Z K musiałem zaliczyć wszystkie średnie zjeżdżalnie. Sam poszedłem na największą, dzieci obserwowały mnie zza płotu. Kiedy wyszedłem już z wody patrzę, a oni płaczą. Co się stało? Bo ty nam nie pomachałeś i za długo byłeś pod wodą.

Trafiliśmy do Askos – naturalnego parku ze zwierzętami na wolności. Główna atrakcja czekała nas przy wejściu – stado udomowionych kotków. Każdy dał się pogłaskać i przytulić, żaden nie uciekał. Dzieci były zachwycone. Chociaż w samym parku było wiele atrakcji – jelenie, żółwie, świnie, krowy, osły, wiewiórki, karmienie kóz i szopów, siedzenie na kucyku – dzieci z niecierpliwością nie mogły doczekać się powrotu do punktu wyjścia, czyli do kotków. Spędziliśmy tam 2 razy więcej czasu, niż w samym parku. Dostaliśmy mapę parku w języku polskim. Ostatni punkt programu brzmiał: WYJCIE.

C zniknął. Szukam, wołam, nagle słyszę jego głos, ale go nie widzę: Gdzie się schowałeś? C: Jak to gdzie? Jestem na drzewie.

C dostał uczulenia od słońca na brzuchu i na plecach, więc musiał się kąpać w koszulce, co mu się nie podobało: Będę się kąpał w koszulce, ale nikt nie może się na mnie patrzeć. Mówię: Spoko, nie martw się, nikt nawet nie zwróci uwagi, dużo dzieci kąpie się w koszulkach. C po minucie zabawy: Tata, a K się na mnie patrzy!

Znaleźliśmy tawernę z pysznym jedzeniem i niskimi cenami. Dzieci nazwały to miejsce „Gdzie jest czarny kotek, który daje się pogłaskać, i bilard bez końca do nieskończoności”. W naszym hotelu bilard kosztował 1 erło za grę (dzieciom wystarczało to na ponad godzinę zabawy). Tam był gratis, a najbardziej podobała im się możliwość wyciągania każdej bili, która została wbita. Połączenie tego wszystkiego powodowało, że spędzaliśmy tam dużo czasu.

K śpiewa: Wyginam śmiało ciało, dla mnie to mało, witajcie se.sowne panienki! Pytam: Jakie? Seksowne? K: Jak chcesz, to mogą takie dla ciebie być, ja zaśpiewałem „sensowne”.

Dzieci mogły sobie kupić dowolną zabawkę na plażę. Wybrały armatki wodne. Zabawa była przednia, pół dnia się polewaliśmy wodą. Wówczas zauważyłem, że wokół naszych ręczników zrobiło się pusto. Dzieci to dobry sposób na dużo wolnego miejsca nawet na najbardziej zatłoczonej plaży.

Fajne są wakacje. Późno chodziliśmy spać, bo dopiero około północy. Wstawaliśmy po 10:00, czyli już po śniadaniu (w ciągu 2 tygodni byliśmy na nim 3 razy). Chłopcy chodzili więc sami do baru i zamawiali sobie tosty i soczki. Mi do szczęścia wystarczała mrożona kawa i południowy lunch. Potem do wieczora głównie lody i zimne napoje, o 20:00 obfita obiadokolacja. Pół dnia spędzaliśmy na basenie, pół dnia nad morzem. Słodkie lenistwo. Mniej więcej w połowie pobytu wypożyczyliśmy samochód na 3 dni i zwiedziliśmy całą wyspę wzdłuż i wszerz, więc nie było miejsca na nudę.

Mówię do K: Ale pięknie się opaliłeś. K w płacz: Ja nie chcę być murzynem.

K zorganizował serię konkursów w basenie. Wymienił kilkanaście różnych konkurencji i mówi do nas: Z tego możecie wybrać tylko dwie. Postanowiłem nie udawać zmartwienia, bo znając jego dobre serce pozwoliłby mi wziąć udział we wszystkich. Wygrałem grę w kręgle. Pytam, czy mogę wymienić tą nagrodę na 5 minut leżenia na leżaku. K: Tak, możesz, ale do kręgli dokładam lody Bakugan, co ty na to?

Wiedziałem, że któryś z nich wpadnie w ubraniu do basenu, nie wiedziałem tylko kiedy. Myślałem o tym od pierwszego wieczoru, kiedy podeszli do samej krawędzi i sprawdzali temperaturę wody. Ostatniego wieczoru bawili się z dwoma poznanymi greckimi nastoletnimi dziewczynami. Dziewczyny zakochały się w nich od pierwszego wejrzenia, świetnie się dogadywali. Najpierw zabawa polegała na polewaniu siebie nawzajem wodą z węża ogrodowego, potem stojąc po dwóch stronach basenu rzucali do siebie piłką, starając się celować w wodę. Nie wiem, jak to się stało, ale nagle C z jedną z dziewczyn znalazł się w wodzie. Tak to mu się spodobało, że ani myślał z niej wyjść i się przebrać. K się popłakał, że on nie wpadł, więc w ramach pocieszenia włożył do wody same nogi w sandałach. Skóra butów zmieniła kolor, według K na ładniejszy niż był. Kiedy się martwiłem, co na to powie mama, K znalazł wytłumaczenie: Powiemy, że padał deszcz.

Następnego dnia usłyszałem pytanie: Czy możemy iść umyć trawę?

Siedzę sobie w barze i obserwuję. Obok przebiega jakiś chłopczyk. Natknął się na swoich rodziców, którzy zapytali, gdzie tak biegnie. Chłopczyk: Bawimy się w chowanego i biegnę się schować. Rodzice: O nie, nie ma zabawy w chowanego o tej porze, bo potem was nie znajdziemy. Chłopczyk chwilę się zastanowił i powiedział: My w nic się nie bawimy, a ja po prostu sobie idę, o tam.

Następnie przebiegali K i C. Biegali sobie w kółko, przez bar, lobby i wokół basenu. Na trzecim kółku zauważyłem, że dołączył do nich chłopiec w wieku około 3 lat. Na czwartym stawkę zamykał jego tata, który jako jedyny się nie uśmiechał, ale krzyczał tak samo jak dzieci.

Kolejnego nieuśmiechniętego tatę widziałem na plaży. Mama zostawiła go z niemowlakiem, 3-latkiem i 8-latką i poszła popływać w morzu. Niemowlak spał w jego ramionach, starsze dzieci bawiły się w piasku. Sielankę nagle zaburzył 3-latek: Tata, zrobiłem kupę w majtki. Tata nie miał wolnej ręki, więc poprosił córkę, żeby zawołała mamę. Usłyszał: Teraz mi się nie chce, ja tu buduję. Panika innych rodziców wywołuje u mnie uśmiech zamiast współczucia. Niedobry jestem.

Jestem bardzo dumny z postępów pływackich chłopców. W rękawkach obaj nie bali się pływać na głębokiej wodzie, swobodnie przepływali cały basen różnymi stylami. Na płytkiej wodzie (takiej sięgającej im do szyi) zdejmowali rękawki i próbowali pływać bez nich, a także ćwiczyli nurkowanie. Wymyślałem różne zabawy w wodzie i pod nią, bardzo im się podobały. Cieszę się, że w wodzie czują się swobodnie.

Ostatniego dnia pobytu basen już im się znudził. Dzień spędzili w barze i na leżaku w cieniu. K czytał książkę do nauki angielskiego, C się zdrzemnął na 3 godziny. Za to 24 godziny później, już w domu, usłyszałem: To kiedy idziemy na basen?

W drodze powrotnej pytam: Za czym najbardziej tęsknicie? Bez zastanowienia zgodnie odpowiedzieli: Za konsolą i za mamą.

Zgłoś błąd / nadużycie » Przyjazne drukowanie »


reklamy:

Komentarze

Nikt jeszcze nie skomentował.

Dodaj komentarz

Aby skomentować musisz się najpierw zalogować