Turystyka angkorowa, 05.05.2012
Angkor ostoją spokoju.

Większość turystów, czy to wszędobylskich Koreańczyków i Japończyków, czy też białych Europejczyków najczęściej za cel kambodżańskich wojaży obiera sobie starożytny kompleks świątynny, potocznie zwany Angkorem. Raz odwiedzony, zaczyna działać jak narkotyk szepczący bezustannie "wróć do mnie". Świątynie zapierają dech w piersiach, koją zmysły, dają wyobrażenie na temat potęgi cywilizacyjnej. Pozwiedzajmy dziś razem khmerskie świątynie.
Jeszcze przed wyprawą do khmerskich świątyń należy przygotować kilka rzeczy:
[*] wygodne obuwie;
[*] przewodniki lub książki na temat Angkoru;
[*] aparat fotograficzny;
[*] 20 USD, jeśli zamierzacie zwiedzać świątynie przez 1 dzień (choć to stanowczo za krótko)
[*] 40 USD, jeśli zwiedzanie ma potrwać 3 dni;
[*] 60 USD na wejście do kompleksu w sumie na 7 dni;
Ponadto należy również przygotować zmysły na naprawdę sporą dawkę wrażeń. Warto też chwilę przed wyjazdem w okolice Siem Reap, gdzie ów Angkor się znajduje, zadbać o kondycję, bo ta najczęściej jest niebywale przydatna z racji sporych dystansów.
Rokrocznie coraz większe rzesze turystów decydują się na zwiedzanie Kambodży, zwłaszcza khmerskiego klasyku - Angkor Watu. Należy jednak mieć świadomość, że świątynia ta jest jedynie wierzchołkiem ogromnej góry lodowej w sercu tropikalnej dżungli.
Pierwsze ważniejsze świątynie zaczęły powstawać na tym terenie mniej więcej w IX wieku naszej ery, kiedy to ówcześni władcy rozkazywali swym poddanym budować sakralne monstra dla boga, tudzież bogów, a nieraz i samych monarchów. Natomiast sam Angkor Wat, a więc najbardziej znana perełka architektoniczna całego rozległego kompleksu powstał w XII wieku za panowania króla Surjawarmana II, który chciał w ten sposób przypodobać się hinduskiemu Wisznu. Angkor Wat to nie tylko świątynia, lecz przede wszystkim ogromne miasto, które zamieszkiwane było w szczytowym stadium swego rozwoju przez nawet milion mieszkańców, co było liczbą, której nie przebiło żadne ówczesne miasto świata. Niemniej, przez te kilka długich stuleci z potężnego polis powstało coś równie potężnego - architektoniczna Mekka naszych czasów, mówiąc śmielej - wszech czasów. Corocznie odwiedzany przez dziesiątki tysięcy turystów, którzy pragną na własne oczy ujrzeć arcydzieło budowane przez blisko 40 lat, które położone jest na kwadratowym dywanie unoszącym się na sztucznej, tj. uczynionej ludzką ręką fosie w sercu gęstej dżungli.
By dostać się do Angkoru, w tym Angkoru Watu (przypominam wciąż, że nie należy tych dwóch terminów scalać w jeden), trzeba dotrzeć do Siem Reap, a stamtąd, najlepiej wynajętym tuk-tukiem, rowerem, motocyklem lub hotelowym vanem udać się w różnych kierunkach na zwiedzanie. Wstęp do tanich nie należy, jednak szybko zapomina się o wydanych pieniądzach, gdyż w momencie przekroczenia bramek, gdzie uiszcza się stosowne opłaty i gdzie nasza twarz jest fotografowana celem wyrobienia "angkorowej legitymacji", przenosi się człowiek do innego świata, pełnego mistycyzmu, magii, fetoru starożytności i wielowiekowej khmerskości. W Angkor Watcie można się wspinać, można schodzić w dół po stromych stopniach, można odpoczywać w cieniu palm lub w jednej z pustych komnat pełnych echa i woni kadzideł, można porozmawiać z mnichem lub sprawdzić się jako fotograf. Jedno jest pewne - każdy znajduje tam zajęcie dla siebie. Angkor urzeka nie tylko swoim rozmachem, polotem i wielkością, ale także płaskorzeźbami, które w doskonały sposób ukazują cierpliwość ludzką. Znaleźć tam można każdy wzór świata, przeróżne arabeski, apsary (boskie tancerki), motywy kwiatowe, bitewne, a nawet motywy dinozaurów!
Kolejną znaną świątynią należącą do kompleksu ogólnie zwanego "Angkorem" jest Bayon usytuowany w dawnej stolicy khmerskiej - Angkor Thom, dosł. ze staro-khmerskiego "Wielkie Miasto". W zasadzie może chwytać za zmysły jeszcze mocniej, niż Angkor Wat. Powód jest jeden: ta XIII-wieczna świątynia składa się z 54 wysokich, majestatycznych wież, skąd delikatnie uśmiechają się do turystów wszechobecne twarze Awalokiteśwary w liczbie 216 (każda wieża ma ich 4!). Gdziekolwiek się człowiek nie poruszy, czuje na plecach czyjś wzrok i nieco pogardliwy, może trochę smutny, a może ironiczny uśmiech. Będąc w Bajonie, nie sposób nie zakochać się w kamieniu, ciężko nie zacząć zazdrościć kunsztu starożytnym rzeźbiarzom i architektom, gdyż owe 216 jednakowych twarzy dosłownie wymusza na turystach właśnie takie odczucia.
Do teamu Angkoru należy także Taras Słoni. To, co urzeka w tym miejscu, to kamień, który wydaje się być tutaj niczym jak miękka i giętka plastelina, z której bez problemu ulepić można słonia z podwiniętą trąbą, solidnie stojącego gdzieś na podeście. Z kamienia można też ulepić lwy oraz garudy, mityczne pół-orły pół-ludzi. Wszystko jest takie proste, tak dziecinnie łatwe...
Mając nieco więcej czasu zarezerwowanego na cały kompleks świątyń khmerskich, należy udać się w nieco odleglejszą krainę oddaloną o ok. 35 km, do tzw. "Twierdzy Kobiet", a więc Banteay Srei, gdzie swoją siedzibę stworzoną z czerwonego piaskowca ma hinduski Śiwa. Jako że jest to twierdza należąca do płci pięknej, na każdym kroku spotykane są rzeźby z motywami kobiecymi w postaci pięknych boskich tancerek o kształtnych piersiach, pięknie upiętych włosach oraz kokieteryjnych ruchach. Wrażenie robią też pobliskie wzgórza i zielone pola ryżowe, które tak doskonale komponują się z czerwonym kolorem świątyni Banteay Srei...
Całej magii świątyń nie sposób opisać słowami, nie sposób ukazać na fotografiach, filmach, czy też sagach przekazywanych przez wyrafinowanych podróżników. Powód jest prosty i tylko jeden: każdy przeżywa to inaczej, a świątyń jest po prostu zbyt wiele!
By przekonać się o tym, jak bardzo cały kompleks khmerskich świątyń wpływa na Wasze zmysły, powinniście już teraz, w tym właśnie momencie w swoim kajecie lub nowoczesnym telefonie zapisać krótką notatkę: "Następny skok: ANGKOR!".
Jeszcze przed wyprawą do khmerskich świątyń należy przygotować kilka rzeczy:
[*] wygodne obuwie;
[*] przewodniki lub książki na temat Angkoru;
[*] aparat fotograficzny;
[*] 20 USD, jeśli zamierzacie zwiedzać świątynie przez 1 dzień (choć to stanowczo za krótko)
[*] 40 USD, jeśli zwiedzanie ma potrwać 3 dni;
[*] 60 USD na wejście do kompleksu w sumie na 7 dni;
Ponadto należy również przygotować zmysły na naprawdę sporą dawkę wrażeń. Warto też chwilę przed wyjazdem w okolice Siem Reap, gdzie ów Angkor się znajduje, zadbać o kondycję, bo ta najczęściej jest niebywale przydatna z racji sporych dystansów.
Rokrocznie coraz większe rzesze turystów decydują się na zwiedzanie Kambodży, zwłaszcza khmerskiego klasyku - Angkor Watu. Należy jednak mieć świadomość, że świątynia ta jest jedynie wierzchołkiem ogromnej góry lodowej w sercu tropikalnej dżungli.
Pierwsze ważniejsze świątynie zaczęły powstawać na tym terenie mniej więcej w IX wieku naszej ery, kiedy to ówcześni władcy rozkazywali swym poddanym budować sakralne monstra dla boga, tudzież bogów, a nieraz i samych monarchów. Natomiast sam Angkor Wat, a więc najbardziej znana perełka architektoniczna całego rozległego kompleksu powstał w XII wieku za panowania króla Surjawarmana II, który chciał w ten sposób przypodobać się hinduskiemu Wisznu. Angkor Wat to nie tylko świątynia, lecz przede wszystkim ogromne miasto, które zamieszkiwane było w szczytowym stadium swego rozwoju przez nawet milion mieszkańców, co było liczbą, której nie przebiło żadne ówczesne miasto świata. Niemniej, przez te kilka długich stuleci z potężnego polis powstało coś równie potężnego - architektoniczna Mekka naszych czasów, mówiąc śmielej - wszech czasów. Corocznie odwiedzany przez dziesiątki tysięcy turystów, którzy pragną na własne oczy ujrzeć arcydzieło budowane przez blisko 40 lat, które położone jest na kwadratowym dywanie unoszącym się na sztucznej, tj. uczynionej ludzką ręką fosie w sercu gęstej dżungli.
By dostać się do Angkoru, w tym Angkoru Watu (przypominam wciąż, że nie należy tych dwóch terminów scalać w jeden), trzeba dotrzeć do Siem Reap, a stamtąd, najlepiej wynajętym tuk-tukiem, rowerem, motocyklem lub hotelowym vanem udać się w różnych kierunkach na zwiedzanie. Wstęp do tanich nie należy, jednak szybko zapomina się o wydanych pieniądzach, gdyż w momencie przekroczenia bramek, gdzie uiszcza się stosowne opłaty i gdzie nasza twarz jest fotografowana celem wyrobienia "angkorowej legitymacji", przenosi się człowiek do innego świata, pełnego mistycyzmu, magii, fetoru starożytności i wielowiekowej khmerskości. W Angkor Watcie można się wspinać, można schodzić w dół po stromych stopniach, można odpoczywać w cieniu palm lub w jednej z pustych komnat pełnych echa i woni kadzideł, można porozmawiać z mnichem lub sprawdzić się jako fotograf. Jedno jest pewne - każdy znajduje tam zajęcie dla siebie. Angkor urzeka nie tylko swoim rozmachem, polotem i wielkością, ale także płaskorzeźbami, które w doskonały sposób ukazują cierpliwość ludzką. Znaleźć tam można każdy wzór świata, przeróżne arabeski, apsary (boskie tancerki), motywy kwiatowe, bitewne, a nawet motywy dinozaurów!
Kolejną znaną świątynią należącą do kompleksu ogólnie zwanego "Angkorem" jest Bayon usytuowany w dawnej stolicy khmerskiej - Angkor Thom, dosł. ze staro-khmerskiego "Wielkie Miasto". W zasadzie może chwytać za zmysły jeszcze mocniej, niż Angkor Wat. Powód jest jeden: ta XIII-wieczna świątynia składa się z 54 wysokich, majestatycznych wież, skąd delikatnie uśmiechają się do turystów wszechobecne twarze Awalokiteśwary w liczbie 216 (każda wieża ma ich 4!). Gdziekolwiek się człowiek nie poruszy, czuje na plecach czyjś wzrok i nieco pogardliwy, może trochę smutny, a może ironiczny uśmiech. Będąc w Bajonie, nie sposób nie zakochać się w kamieniu, ciężko nie zacząć zazdrościć kunsztu starożytnym rzeźbiarzom i architektom, gdyż owe 216 jednakowych twarzy dosłownie wymusza na turystach właśnie takie odczucia.
Do teamu Angkoru należy także Taras Słoni. To, co urzeka w tym miejscu, to kamień, który wydaje się być tutaj niczym jak miękka i giętka plastelina, z której bez problemu ulepić można słonia z podwiniętą trąbą, solidnie stojącego gdzieś na podeście. Z kamienia można też ulepić lwy oraz garudy, mityczne pół-orły pół-ludzi. Wszystko jest takie proste, tak dziecinnie łatwe...
Mając nieco więcej czasu zarezerwowanego na cały kompleks świątyń khmerskich, należy udać się w nieco odleglejszą krainę oddaloną o ok. 35 km, do tzw. "Twierdzy Kobiet", a więc Banteay Srei, gdzie swoją siedzibę stworzoną z czerwonego piaskowca ma hinduski Śiwa. Jako że jest to twierdza należąca do płci pięknej, na każdym kroku spotykane są rzeźby z motywami kobiecymi w postaci pięknych boskich tancerek o kształtnych piersiach, pięknie upiętych włosach oraz kokieteryjnych ruchach. Wrażenie robią też pobliskie wzgórza i zielone pola ryżowe, które tak doskonale komponują się z czerwonym kolorem świątyni Banteay Srei...
Całej magii świątyń nie sposób opisać słowami, nie sposób ukazać na fotografiach, filmach, czy też sagach przekazywanych przez wyrafinowanych podróżników. Powód jest prosty i tylko jeden: każdy przeżywa to inaczej, a świątyń jest po prostu zbyt wiele!
By przekonać się o tym, jak bardzo cały kompleks khmerskich świątyń wpływa na Wasze zmysły, powinniście już teraz, w tym właśnie momencie w swoim kajecie lub nowoczesnym telefonie zapisać krótką notatkę: "Następny skok: ANGKOR!".

Zgłoś błąd / nadużycie » Przyjazne drukowanie »
Dodaj komentarz
Aby skomentować musisz się najpierw zalogować
Komentarze
eryk2k1 (382), 05-05-2012 23:53
Nie ma jak dalekie podróżecambodia (14), 05-05-2012 22:34
monaleasa (29), 05-05-2012 22:09
voyageaveclivre.blogspot.com