MAROKO - Inaczej pisane..., 2009
Tazin, król i cenzura
MAROKO. Kraj, który kojarzony jest z tazinem, miętową herbatą, henną, pustynią, fantazją i przygodą. Jak mało wiemy o jego historii współczesnej, o cenzurze, więzieniach i królach zbrodniarzach. Patrzymy na Maroko z pozycji turysty. Potrzeba pewnie pokoleń na zmiany bo większość młodych Marokańczyków nie zna swojej historii. Zamysł króla, by rządzić niewykształconym tłumem sprawdził się. Podobny model znajdujemy również w krajach europejskich, gdzie wychowanie przez media mija się z prawdą. Tyle, że w Europie o prawdę można walczyć, gdy w Maroku jest to niemożliwe. Groźba kary śmierci za oczernianie króla sięga daleko poza granice Maroka. Strach o życie i swój własny kraj dotyka ludzi świadomych. Na ile są oni w stanie zmienić baśniowy obraz Maroka w kraj błagający o wolność?
Saif prowadzi mnie do swojej kafejki internetowej na obrzeżach Casablanki. W towarzystwie swoich synów wyciąga kontrakt i namawia mnie na ślub ze swoją córką Sarą za 400 euro. Jeśli mi się nie spodoba będę mógł ją oddać a da mi następną córkę. która ma dopiero 9 lat.
Taki proceder jest wrośnięty w tą ziemię od czasów przedislamskich. Kwota tylko była inna i waluta. Siadam z nimi i zaczynam rozmawiać o ich kraju. Będąc w nim miesiąc wyczuwam, że coś tu jest nie tak. W meczetach nie można posłuchać nauk a zamiast tego jest wystawiany telewizor, przez który emitowane są nagrania rekomendowanych przez władze uczonych imamów przemawiających w nomenklaturze systemu. Po modlitwach meczet jest zamykany a zgromadzenia rozpraszane przez tajniaków. Jeśli spytam o rewolucję Hassana II ludzie odwracają się i nic nie mówią. Boją się choć od śmierci króla minęło 10 lat.
W kawiarence łącza zablokowane przez władzę. Pytam, jaka to jest dziś władza, pod czyim dyktatem: Paryża,czy Moskwy?
Wewnętrznie Maroko jest sparaliżowane. To inna bajka niż ta z targu Marakeszu, czy banków Casablanki. Jako Europejczyk na każdym kroku widzę korupcję. Nawet aby wymienić euro w oficjalnym banku państwowym musiałem odpalić 50 dirhamów. Niby wszystko jest kontrolowane przez władze, ale obszar zepsucia obywatelskiego już nie wymaga królewskiej resocjalizacji. W ocenie społecznej takie zachowanie to już nie tyle normalność co zwyczaj.
- Dworowi króla zależy by społeczeństwo nie potrafiło nie tylko czytać, ale i liczyć - Saif sięga po rachunek, który musi zapłacić królowi za to, że ludzie korzystają u niego z internetu. - Mój biznes należy do króla. Gdybym był fryzjerem nie musiałbym płacić tak wysokiego podatku.
Tak zwany "press", jak mówi się tu na tajniaków przychodzi tu dwa razy w tygodniu po swoją dolę i sprawdza historię komputerów, czym ludzie się interesują. Potem załącza jakieś panienki na hasło dostępne tylko dla "wysłanników" króla.
Inwigilacja sięga daleko. Już na pokładzie samolotu trzeba wypełniać "kartę od króla", podając cel przyjazdu, miejsce zatrzymania, telefon. Każda karta jest dokładnie wypełniana przez administrację, co można zobaczyć w dniu wyjazdu. Nawet nie jesteśmy w stanie się zorientować kiedy na nasz temat zostało zebranych tyle informacji.
- Nikt ci tu niczego nie powie... Kiedyś byliśmy satelitą Moskwy a dziś zamiast KGB mamy tu swoich studentów. Oni umieją pisać i czytać, ich dzieci żyją w dostatku, a ty cieszysz się kiedy twój osioł jeszcze może przywieźć skrzynkę owoców granatu na sprzedaż.
Patrzę na spracowane ręce, które wciskają powoli litery na klawiaturze. Saif pokazuje mi zdjęcie meczetu w Casablance. - Wiesz co to jest? - Patrzy na mnie jak na dzieciaka, który ukradł mu coś z lady. - Meczet odpowiadam. Największy w Afryce. Saif obrusza się. - Nie, to Hassan i krew! Przy budowie pracowało ponad 3 tysiące ludzi. Wyobrażasz sobie, że na 30 metrów wspinali się bez rusztowania, spędzając po kilkanaście godzin na słońcu? Wielu z nich zmarło. Nasze rodziny przez króla zostały okradzione. Z kont bankowych zniknęły pieniądze zaoszczędzone przez lata, a kto nie miał konta przychodziło wojsko i zabierało gotówkę. Wszystko na ten meczet, który teraz podziwiają turyści. My, Marokańczycy wiemy by w nim się nie modlić. Ta budowla jest naznaczona cierpieniem mojej rodziny i przeze mnie nigdy nie zostanie nazwana meczetem. Moje cierpienie jest tak długie jak laser z jej wieży /w kierunku Mekki emitowany jest z meczetu laser na odległość około 32 km by ludzie widzieli kierunek modlitwy a statki mogły łatwiej znaleźć drogę do portu/.
Synowie uciszają ojca by nie miał zbytniego zaufania. - Już się nie boję. Przeżyłem swoje i już jest dobrze. Tam, gdzie lądowałeś na lotnisku króla Muhammada V za murem był cmentarz. W islamie cmentarz to miejsce, które jest odwiedzane tylko przez rodzinę zmarłego. Hassan świetnie wykorzystał tą tradycję do swoich celów pozbycia się opozycji. Stworzył więzienie-cmentarz. Nawet z samolotu nie mogłeś zobaczyć nic niezwykłego poza nagrobkami i paroma ludźmi obsługującymi teren. Świetnie to wymyślił. W dołach pod kryptami trzymano po dziesięć osób. Nikt nie przejmował się ich losem. Żyli w ciemnościach, czasem dostając chleb i wodę. Do dziś nie wiem dlaczego. Nikt tego nie wie, bo nigdzie o tym nie usłyszysz. Książki, jeśli w ogóle zobaczysz jakieś na ulicy, pisane są przez ludzi władzy. Turysta myśli o odwilży a wszystko piszą tu "press". Przeczytać możesz same kłamstwa, więc czasem lepiej, że większość nie umie czytać.
Nie wiem o czym rozmawiają w domach. Na pewno nie o kraju. Inaczej jest w moim domu. Ja nawet wiem, że jeden z polityków Bulandii /Polski/ Andrzej Lepper chciał prowadzić wymianę z naszymi rolnikami. Wy nam będziecie dawać ziemniaki a my wam kuskus - śmieje się. Ale nic z tego nie wyjdzie. Bulandia za blisko jest Niemiec więc król będzie chciał wykorzystać was do interesów z sąsiadem. Taka jest tu polityka. Niemcy, Francja i Rosja to jedyne państwa uznawane przez Maroko. Reszta z punktu widzenia ekonomicznego tutaj się nie liczy. - Widzisz, a u mnie w kraju nie słyszałem, że Lepper był z wizytą w Maroku - śmieję się. Nasze kraje mają wiele wspólnego.
Saif wstał i wziął od jednego z synów, Mouhsina, dirhama z wizerunkiem Hassana II. - Król jest sprytny, ale ludzie nic z tego nie mają. Król jest tu wszędzie. Wybił swoją podobiznę na monecie byśmy się go spodziewali w każdej dziedzinie życia. To mu się udało. Kiedyś szedł z Koranem przez Saharę -po czym sięga do kieszeni po banknot 50 dirhamów, na którym jest rycina rewolucji Hassana II, idącego z Koranem na czele tłumu. - Dziś nawet jego syn, Muhammad V, ma zaćmę i powiela błędy ojca. Patrzy na mnie z portretu, który powiesiła tu władza. Gdybym był człowiekiem wolnym pierwsze co bym zrobił to bym go zdjął. Może moje dzieci... Wolę żeby wyjechały stąd do Francji niż tu miałyby żyć. Mam tylko nadzieję, że nie zgotują nam bratobójczych walk jak w Algierii.
Maroko nagle stało się dla mnie mniej piękne. Nie zauważałem jego koloru, cudowności i piękna. Zacząłem fotografować jego prawdziwość: ulicę, nędzę i umieranie...
Tą ciszę trzeba przerwać a prawdę pokazać, tak jak pierwszy uczynił to Tahar Ben Jelloun w powieści "To oślepiające, nieobecne światło".
Saif prowadzi mnie do swojej kafejki internetowej na obrzeżach Casablanki. W towarzystwie swoich synów wyciąga kontrakt i namawia mnie na ślub ze swoją córką Sarą za 400 euro. Jeśli mi się nie spodoba będę mógł ją oddać a da mi następną córkę. która ma dopiero 9 lat.
Taki proceder jest wrośnięty w tą ziemię od czasów przedislamskich. Kwota tylko była inna i waluta. Siadam z nimi i zaczynam rozmawiać o ich kraju. Będąc w nim miesiąc wyczuwam, że coś tu jest nie tak. W meczetach nie można posłuchać nauk a zamiast tego jest wystawiany telewizor, przez który emitowane są nagrania rekomendowanych przez władze uczonych imamów przemawiających w nomenklaturze systemu. Po modlitwach meczet jest zamykany a zgromadzenia rozpraszane przez tajniaków. Jeśli spytam o rewolucję Hassana II ludzie odwracają się i nic nie mówią. Boją się choć od śmierci króla minęło 10 lat.
W kawiarence łącza zablokowane przez władzę. Pytam, jaka to jest dziś władza, pod czyim dyktatem: Paryża,czy Moskwy?
Wewnętrznie Maroko jest sparaliżowane. To inna bajka niż ta z targu Marakeszu, czy banków Casablanki. Jako Europejczyk na każdym kroku widzę korupcję. Nawet aby wymienić euro w oficjalnym banku państwowym musiałem odpalić 50 dirhamów. Niby wszystko jest kontrolowane przez władze, ale obszar zepsucia obywatelskiego już nie wymaga królewskiej resocjalizacji. W ocenie społecznej takie zachowanie to już nie tyle normalność co zwyczaj.
- Dworowi króla zależy by społeczeństwo nie potrafiło nie tylko czytać, ale i liczyć - Saif sięga po rachunek, który musi zapłacić królowi za to, że ludzie korzystają u niego z internetu. - Mój biznes należy do króla. Gdybym był fryzjerem nie musiałbym płacić tak wysokiego podatku.
Tak zwany "press", jak mówi się tu na tajniaków przychodzi tu dwa razy w tygodniu po swoją dolę i sprawdza historię komputerów, czym ludzie się interesują. Potem załącza jakieś panienki na hasło dostępne tylko dla "wysłanników" króla.
Inwigilacja sięga daleko. Już na pokładzie samolotu trzeba wypełniać "kartę od króla", podając cel przyjazdu, miejsce zatrzymania, telefon. Każda karta jest dokładnie wypełniana przez administrację, co można zobaczyć w dniu wyjazdu. Nawet nie jesteśmy w stanie się zorientować kiedy na nasz temat zostało zebranych tyle informacji.
- Nikt ci tu niczego nie powie... Kiedyś byliśmy satelitą Moskwy a dziś zamiast KGB mamy tu swoich studentów. Oni umieją pisać i czytać, ich dzieci żyją w dostatku, a ty cieszysz się kiedy twój osioł jeszcze może przywieźć skrzynkę owoców granatu na sprzedaż.
Patrzę na spracowane ręce, które wciskają powoli litery na klawiaturze. Saif pokazuje mi zdjęcie meczetu w Casablance. - Wiesz co to jest? - Patrzy na mnie jak na dzieciaka, który ukradł mu coś z lady. - Meczet odpowiadam. Największy w Afryce. Saif obrusza się. - Nie, to Hassan i krew! Przy budowie pracowało ponad 3 tysiące ludzi. Wyobrażasz sobie, że na 30 metrów wspinali się bez rusztowania, spędzając po kilkanaście godzin na słońcu? Wielu z nich zmarło. Nasze rodziny przez króla zostały okradzione. Z kont bankowych zniknęły pieniądze zaoszczędzone przez lata, a kto nie miał konta przychodziło wojsko i zabierało gotówkę. Wszystko na ten meczet, który teraz podziwiają turyści. My, Marokańczycy wiemy by w nim się nie modlić. Ta budowla jest naznaczona cierpieniem mojej rodziny i przeze mnie nigdy nie zostanie nazwana meczetem. Moje cierpienie jest tak długie jak laser z jej wieży /w kierunku Mekki emitowany jest z meczetu laser na odległość około 32 km by ludzie widzieli kierunek modlitwy a statki mogły łatwiej znaleźć drogę do portu/.
Synowie uciszają ojca by nie miał zbytniego zaufania. - Już się nie boję. Przeżyłem swoje i już jest dobrze. Tam, gdzie lądowałeś na lotnisku króla Muhammada V za murem był cmentarz. W islamie cmentarz to miejsce, które jest odwiedzane tylko przez rodzinę zmarłego. Hassan świetnie wykorzystał tą tradycję do swoich celów pozbycia się opozycji. Stworzył więzienie-cmentarz. Nawet z samolotu nie mogłeś zobaczyć nic niezwykłego poza nagrobkami i paroma ludźmi obsługującymi teren. Świetnie to wymyślił. W dołach pod kryptami trzymano po dziesięć osób. Nikt nie przejmował się ich losem. Żyli w ciemnościach, czasem dostając chleb i wodę. Do dziś nie wiem dlaczego. Nikt tego nie wie, bo nigdzie o tym nie usłyszysz. Książki, jeśli w ogóle zobaczysz jakieś na ulicy, pisane są przez ludzi władzy. Turysta myśli o odwilży a wszystko piszą tu "press". Przeczytać możesz same kłamstwa, więc czasem lepiej, że większość nie umie czytać.
Nie wiem o czym rozmawiają w domach. Na pewno nie o kraju. Inaczej jest w moim domu. Ja nawet wiem, że jeden z polityków Bulandii /Polski/ Andrzej Lepper chciał prowadzić wymianę z naszymi rolnikami. Wy nam będziecie dawać ziemniaki a my wam kuskus - śmieje się. Ale nic z tego nie wyjdzie. Bulandia za blisko jest Niemiec więc król będzie chciał wykorzystać was do interesów z sąsiadem. Taka jest tu polityka. Niemcy, Francja i Rosja to jedyne państwa uznawane przez Maroko. Reszta z punktu widzenia ekonomicznego tutaj się nie liczy. - Widzisz, a u mnie w kraju nie słyszałem, że Lepper był z wizytą w Maroku - śmieję się. Nasze kraje mają wiele wspólnego.
Saif wstał i wziął od jednego z synów, Mouhsina, dirhama z wizerunkiem Hassana II. - Król jest sprytny, ale ludzie nic z tego nie mają. Król jest tu wszędzie. Wybił swoją podobiznę na monecie byśmy się go spodziewali w każdej dziedzinie życia. To mu się udało. Kiedyś szedł z Koranem przez Saharę -po czym sięga do kieszeni po banknot 50 dirhamów, na którym jest rycina rewolucji Hassana II, idącego z Koranem na czele tłumu. - Dziś nawet jego syn, Muhammad V, ma zaćmę i powiela błędy ojca. Patrzy na mnie z portretu, który powiesiła tu władza. Gdybym był człowiekiem wolnym pierwsze co bym zrobił to bym go zdjął. Może moje dzieci... Wolę żeby wyjechały stąd do Francji niż tu miałyby żyć. Mam tylko nadzieję, że nie zgotują nam bratobójczych walk jak w Algierii.
Maroko nagle stało się dla mnie mniej piękne. Nie zauważałem jego koloru, cudowności i piękna. Zacząłem fotografować jego prawdziwość: ulicę, nędzę i umieranie...
Tą ciszę trzeba przerwać a prawdę pokazać, tak jak pierwszy uczynił to Tahar Ben Jelloun w powieści "To oślepiające, nieobecne światło".
Zgłoś błąd / nadużycie » Przyjazne drukowanie »
Dodaj komentarz
Aby skomentować musisz się najpierw zalogować
Komentarze
Snake (94), 16-05-2012 17:59
pimp676 (1), 15-05-2012 20:01