kraj:
Egipt
, Pustynia, kurort i metro… autor: Basia
16-05-2012 16:05, ocena: 0.00/0 komentarzy: 3

Ach! Ten ,,banalny" Egipt !...., październik 2010

Wszyscy tam już byli?



Nie zasnęliśmy wiedząc, że i tak musimy wstać o 3.30, żeby bez problemu zdążyć na ,,Okęcie”. Na szczęście taksówka przyjechała o umówionej godzinie. Był 30 dzień października .
Ja, jak zwykle byłam odważna, mąż trochę mniej, jak to facet. Gdy samolot wzniósł się w górę, najpierw zrobiło mi się jakoś nieswojo, ale za chwilę przestał to być problem. Lot minął szybko. Już od pierwszych chwili po opuszczeniu lotniska poczuliśmy inne powietrze. Byliśmy w Egipcie.
Oczywiście przed wyjazdem, przygotowaliśmy się tej do wyprawy, czytając wypowiedzi naszych rodaków na forach. Wiedzieliśmy więc, że jedziemy do okropnego hotelu, z robakami i brudnymi ręcznikami, jedzenie nie do spożycia, monotonne, obsługa będzie fatalna, wszędzie brud i …
Jakież było nasze zdziwienie, gdy weszliśmy do hallu hotelu ,,Roma” w Hurghadzie!
Kolorowo i dość reprezentacyjnie, recepcja także elegancka… Może pomyliliśmy hotele?
Nie, byliśmy we właściwym. Ale pewnie za chwilę potwierdzą się wypowiedzi z forum, że jak nie damy 10 dolarów łapówki w paszporcie, to dostaniemy pokój z widokiem na śmietnik.
Podeszliśmy do kontuaru , żeby się zameldować. Do paszportu nie włożyliśmy nic. Z czystej przekory.
Bardzo miło nas obsłużono i wręczono nam klucz do pokoju. Idąc po schodach na I piętro zaśmiewaliśmy się do rozpuku, że widok na wysypisko śmieci też może być oryginalny , a już na pewno niebanalny!
Otwieramy drzwi do pokoju , grube zasłony były szczelnie zasłonięte. To na pewno po to , żeby tak od razu nie było widać tego śmietnika! Rzuciliśmy się do okna!
I…Piękny taras z widokiem na morze! Niemożliwe….
Potem zeszliśmy na obiad, do bardzo przyzwoicie wyglądającej restauracji. Wokół przeważał język rosyjski, mijający nas ludzi uśmiechali się dość życzliwie. Podeszliśmy do bufetu, tradycyjnie ,,szwedzki stół”, ale coś się nie zgadzało z naszymi informacjami- uginał się od jedzenia.
Cos nam nie pasowało. Miało być szare, bure, ohydne ,,żarcie”! W końcu nasi rodacy tu byli, pisali….Choć nie byliśmy specjalnie głodni, popróbowaliśmy kilku potraw. Niektóre smaki dość egzotyczne, ale w końcu o to chyba chodzi, żeby popróbować e kuchni kraju, do którego się jedzie. Najedliśmy się jak przysłowiowe ,,bąki”. Potem, w kolejne dni było coraz gorzej – jedliśmy coraz więcej, coraz bardziej nam smakowało, spodnie trzeba było pozbawić paska. Nie był już potrzebny. Najtrudniej było oprzeć się egipskim deserom. Ciasta w wyborze, który zadowoliłby najwybredniejsze gusta, okazały się zgubne dla naszych talii.
Byliśmy pod wrażeniem. Rezydent biura turystycznego spotkał się z nami od razu, choć powinno go nie być zdaniem naszych poprzedników, dał numer swojej komórki, wytłumaczył wszystko, co mogło być przydatne. Ani śladu wrednego typa, który tylko patrzy, żeby się wymigać od obowiązków i pozbyć turystów!
Prawdziwe niespodzianki były jednak dopiero przed nami. Egzotyka wyzierała z każdego rogu ulicy, z każdego zaułka. Trochę tylko rozczarowały mnie palmy. Nie myślałam, że będą takie suche i zaniedbane. Ale w końcu to Egipt, w którym deszcz jest rzadkością. Podczas spacerów, wieczorami widzieliśmy miasto tętniące życiem. Wszystkie sklepy pootwierane nie tylko dosłownie, ale przede wszystkim pootwierane na potencjalnych klientów. Feeria barwnych neonów, mnóstwo ludzi na ulicach pomimo późnej pory, krzyki sprzedawców, klaksony taksówek, zatrzymujących się tuż obok nóg, gotowych zawieźć wszędzie, gdzie się zechce.
To, co najbardziej rzuciło nam się w oczy, to sytuacje, gdy w danym sklepie nie było pożądanego koloru lub rozmiaru. Sprzedawca zostawiał nas samych w sklepie i biegł do sąsiada, znajomego, i przynosił to, co chcieliśmy kupić.
Jakże było to inne niż codzienność, do której przywykliśmy w Polsce! U nas raczej słyszeliśmy, że nie ma i koniec, dowiozą za kilka dni. Odesłać do konkurencji? W żadnym wypadku!
Ponieważ jesteśmy dość dociekliwi i ciekawi świata, postanowiliśmy obejrzeć te same miejsca, ulice przy świetle dziennym. W słońcu nie było już aż takiego czaru, który tak nas zauroczył wieczorem.
Ulice były prawie puste; główne, owszem uprzątnięte, ale boczne w strasznym stanie: brudno, stare zdezelowane sprzęty wyrzucone ot, tak, po prostu, jakieś resztki…Ale za to uderzyło nas coś innego. Wiele sklepów nie uprzątnęło na noc swoich towarów z wystawek ulicznych. Zostały przed sklepami. Nikt się nie ważył ich tknąć...Interesujące, prawda?
Jestem blondynką, z półdługimi włosami. I z małymi kompleksami, jak każda kobieta. Egipcjanie mnie z nich skutecznie ,,wyleczyli”. Dobrze, że nie byłam sama, bo mogłabym sobie nie poradzić z komplementami, ofertami matrymonialnymi i ich błyskiem w oku. Mąż mógł się stać posiadaczem wielu wielbłądów! Młode dziewczyny powinny tu przyjeżdżać obowiązkowo, leczyć swoje wyimaginowane kompleksy! Nie ma lepszej terapii, żaden psychoanalityk nie obdaruje tyloma wyrazami zachwytu!
Przed wyjazdem odświeżyliśmy też swoją wiedzę o islamie, o nieszczęśliwych kobietach pozbawionych praw. Bacznie obserwowaliśmy egipskie małżeństwa chodzące po ulicach. Te kobiety wcale nie wyglądały na nieszczęśliwe!
O tym, że niewiele tak naprawdę wiemy o kulturze arabskiej przekonaliśmy się podczas rejsu statkiem na rafy koralowe. Razem z nami płynęły dwie starsze kobiety-Egipcjanki i młode arabskie małżeństwo. Owszem, wszystkie kąpały się w swych czarnych galabijach, ale ile przy tym miały radości, ile śmiechu było w tej wodzie! Na pewno więcej niż w naszych starszych, białych kobietach! Obserwowaliśmy też , jak młody mąż wycierał swą żonę ręcznikiem, gdy wyszła z wody. Jaki był troskliwy… Niejeden Europejczyk mógłby się od niego, tego i owego nauczyć. Za ich zgodą zrobiliśmy im zdjęcia i uważamy je za jedne z najcenniejszych z Egiptu. Zadają kłam obiegowym opiniom, są bardzo egzotyczne i mają ,,klimat”.
Czas płynął na tak boskim lenistwie, że zapomnieliśmy, że w Polsce pewnie pada i jest szaro. Tam było pięknie i słonecznie. Wbrew opiniom internautów wcale nie tęskniliśmy za schabowym. Pewnego dnia w restauracji wybuchła awantura. To nasi…Usłyszeliśmy mnóstwo razy: ,,k…” Poszło o drinki. A to Rosjanie podobno mieli być tacy krzykliwi, kłótliwi, że aż wstyd…
Największą atrakcją naszego pobytu miała być wycieczka do Kairu.
I była. Pod każdym względem.! Wykupiliśmy ją w miejscowym biurze podróży, u niejakiego Ramzesa, blisko hotelu . Przyzwyczajeni w kraju do umów w trzech egzemplarzach, potwierdzeń, oświadczeń, podawania danych osobowych , adresów, etc, patrzyliśmy z powątpiewaniem na świstek papieru, który dostaliśmy. Było tam tylko napisane:
,,Roma 112 ”. To wszystko.
Zaglądaliśmy do tego biura jeszcze ze dwa razy, żeby się upewnić, że na pewno pojedziemy. Musieliśmy sprawić na tym Egipcjaninie wrażenie idiotów!
Punktualnie o godz. 23.00 podjechał po nas bus. I tu się zaczęła nasza przygoda. Podjeżdżaliśmy pod kolejne hotele i zbieraliśmy następnych uczestników wycieczki. Gdy wydawało się, że bus jest już pełen, podjechaliśmy pod kolejny hotel, przed którym stała całkiem spora grupka turystów. Pomyśleliśmy, że przecież to niemożliwe, ci już na pewno się nie zmieszczą. Zmieścili się! Zawieziono nas na przedmieścia Hurghady, skąd miał nas zabrać autokar. Czekaliśmy, pamiętając, że w krajach arabskich, czas jest względny… Po półgodzinie opóźnienia autokar przejechał, ale nas minął i pojechał dalej. Zapomniał się zatrzymać? W sekundzie kierowca naszego busa ruszył z taką prędkością, jakby ścigał się w Formule I ! Byliśmy pewni, że to się nie skończy dobrze: bus wypchany ,,żywym towarem” do granic objętości i ta szybkość!
Dogoniliśmy i nawet wyprzedziliśmy autokar, zatrzymując się niemal w jednej chwili, aż nas wszystkich rzuciło do przodu!
Wsiedliśmy do autobusu i pojechaliśmy. Nie upłynęło nawet pół godziny, gdy stanęliśmy, noc, autostrada na pustyni ... Autokar się zepsuł.
Nauczeni doświadczeniem z kraju, pomyśleliśmy: katastrofa!
Nic bardziej mylnego. Nie wiem, jakim cudem, z tyłu stał już następny, podstawiony w zastępstwie autokar. Szok! Jak oni to zorganizowali? –zastanawiamy się nad tym do dziś.
Podczas tej podróży do Kairu dokonaliśmy kolejnego odkrycia łamiącego stereotypy, jakimi raczą nas media i rodacy na forach internetowych.
Higiena Arabów podobno pozostaje pod znakiem zapytania. Nieprawda! Obaj kierowcy i pilot byli w śnieżnobiałych koszulach, pachnieli dobrą wodą kolońską.
Do Kairu dotarliśmy o 7.00.
Pierwszy postój. Stacja benzynowa. Wszyscy palą papierosy! W Europie nie do pomyślenia! Bardzo chciałam napić się kawy, byliśmy głodni. Weszliśmy do środka. Za jedyne 40 zł (w przeliczeniu na złotówki) zjedliśmy po drożdżówce tak starej i twardej, że nie mogłam jej ugryźć. Wypiliśmy też egipską kawę. W pierwszej chwili myślałam, że mąż się pomylił i kupił mi herbatę, taki miała jasny kolor, nie pachniała… To była jednak kawa.
Potraktowaliśmy to jak kolejne egipskie wspomnienie, ze śmiechem i z rozbawieniem. Gdyby jedzenie było zwyczajne, pewnie dawno byśmy o nim zapomnieli.
Ciekawe było też to, że na tę stację był tylko wjazd, który kończył się ślepo. Wszystkie autokary wyjeżdżały tyłem, jeden na ogonie drugiego. I nikt nikogo nie stuknął, nie zahaczył.
Już na ulicach Kairu zauważyliśmy totalny brak znaków drogowych. O pojazdach wyglądających jakby zostały uratowane z pożaru, które jeździły chyba tylko siłą rozpędu, bez szyb i drzwi, nie będę się rozpisywać. Potem rejs po Nilu, na stateczku, który mógł zatonąć od ciężaru ozdób, za to ze wspaniała muzyką arabską, było cudownie! Standardowo Muzeum Arabskie, Instytut perfum, Fabryka papirusów. Największą atrakcją była oczywiście Giza i piramidy.
Mieliśmy chyba sporo szczęścia, bo oglądaliśmy je w pochmurny dzień, co w Egipcie jest rzadkie! Przez to wydawały się jeszcze bardziej monumentalne. Spełniłam swoje marzenie: objechałam je na wielbłądzie! Było mi strasznie niewygodnie, ale za nic bym się do tego nie przyznała w tamtym momencie. Panorama Kairu u stóp!...Dla takich chwil warto żyć!
W drodze powrotnej egipski pilot podłożył mi pod głowę własną poduszkę. Nie musiałam o to prosić. Zrobił to z własnej woli i nie za bakszysz!.
Następnego dnia wracaliśmy do Warszawy. Jaki ten świat jest niesprawiedliwy, że pozwala się człowiekowi zajrzeć do raju, a potem każe się go opuszczać!
Warszawa powitała nas zimnem, szarym, deszczowym niebem. Ale to nie było nasze niebo. Nasze zostało tam, w Afryce. Koleżanki w pracy powiedziały mi, że nałożyłam za dużo samoopalacza na twarz. Tylko się uśmiechnęłam. Niczego nie wyjaśniałam.

Słońce Egiptu grzało nas co najmniej do Bożego Narodzenia. A poranną kawę pijemy codziennie w kubkach przywiezionych stamtąd.

Zgłoś błąd / nadużycie » Przyjazne drukowanie »


reklamy:

Komentarze

eryk2k1 (382), 17-05-2012 14:57

Nie ma jak dalekie podróże
Można jak najbardziej wyedytować każdą z informacji. Wystarczy wejść pod Twoje opowieści w menu z prawej strony, później "Edytuj" i następnie poprawić złą treść. Pozdrawiam serdecznie.

Basia (11), 17-05-2012 12:08

Dasz radę!
Z jakichś powodów źle się wpisał nagłówek, miejsce podróży się częsciowo skasowało, a wskoczył termin podróży,zamiast miejsca podróży wskoczyła odp. na pytanie, czy był to wyjazd stacjonarny, czy objazdowy.Na podglądzie było wszystko w porządku.AI teraz ,,głupio" to wygląda.Pozdrawiam!

eryk2k1 (382), 17-05-2012 00:35

Nie ma jak dalekie podróże
Oj tak, znam te mylne opinie dotyczące Egiptu również. Może aż tak wiele różnic jednak nie odczułem w stosunku do przeczytanych opinii na Internecie, ale kilka na pewno. Czytałem na przykład o rozczarowaniu niektórych rodaków piszących na forum ...piramidami. Dla mnie jedna z piękniejszych chwil w moim życiu. Miejsce cudowne. Byłem również w hotelu Roma. Mnie osobiście jedzenie nie smakowało przede wszystkim dlatego, że było zimne. Ale ciastka faktycznie były rewelacyjne. Jako, że mieliśmy jechać do innego hotelu a dopiero na miejscu okazało się, że trafiamy do Romy nic o nim wcześniej nie wiedzieliśmy. Dlatego nie wiem jakie były jego opisy w necie w tamtym czasie. Hotel był czysty i super go wspominam. Tylko, że ja tam byłem w 2004 roku. :) Extra, że trzymają poziom po tylu latach. Pozdrawiam. P.S. fajnie, dowcipnie napisane :)


Dodaj komentarz

Aby skomentować musisz się najpierw zalogować