Blisko natury, Sierpień 2011
Woburn Safari Park
Mieszkając w Wielkiej Brytanii Woburn Safari Park odwiedzaliśmy regularnie, kilka razy w roku. To wspaniałe, pełne niespodzianek i fantastycznych przygód miejsce.
Stworzono je z myślą o miłośnikach dzikiej fauny, dla których zwierzaki w klatkach w zoo są tylko namiastką obcowania z naturą. Bo w Woburn bliżej natury już być nie można.
Trasa zwiedzania podzielona jest na dwie części.
Pierwsza - Road Safari,moim zdaniem najatrakcyjniejsza, którą obowiązkowo pokonujemy samochodem (koniecznie z zamkniętymi szczelnie szybami), wiedzie wśród najdzikszych mieszkańców naszej planety.
Tuż po przekroczeniu bram parku wjechaliśmy do Northern Plains (Północna równina) i naszym oczom ukazały się majestatyczne bizony. Przechadzające się na wyciagnięcie ręki zwierzątka o wadze od 300 do 1000 kg. zrobiły na nas ogromne wrażenie. W tle beztrosko biegały sobie Konie Przewalskiego, które przy bizonach wyglądały jak niesforne dzieciaki.
Savannah to kolejna na trasie kraina, gdzie mieliśmy okazję podglądać mieszkańców afrykańskiej sawanny - żyrafy, leniwie skubiące liście z najwyższych partii drzew, niesforne zebry zajęte zabawą w berka, bawoły sprawiajace wrażenie, że nie interesuje ich nic poza jedzeniem, sympatyczne elandy oraz antylopy.
I wtedy tuż przed naszym samochodem, na drogę po której jechaliśmy wszedł nosorożec. Odwrócił głowę i spojrzał centralnie na mnie.To właśnie była jedna z takich chwil, w której zadałam sobie pytanie: “Czy zrobiłam już w życiu wszystko, co zaplanowałam?”. Nosorożec ani myślał ustępować nam drogi a my nie mieliśmy wyjścia, jak tylko stać i czekać aż zgłodnieje albo spodoba mu się jakieś inne piękne miejsce, w które pójdzie i postoi.
Za nami utworzył się już całkiem długi rząd samochodów i tak sobie staliśmy i czekaliśmy.
W końcu zwierzę ruszyło i przeniosło swoje prawie 1.5-tonowe ciało kilka metrów dalej. Odetchnęłam z ulgą i mogliśmy pojechać dalej.
Największym przedstawicielem zwierząt azjatyckich, czyli kolejnego punktu trasy – Animals from Asia, był słoń. Tu moje ciśnienie pozostało w normie, ponieważ te sympatyczne „maluchy”, których waga waha się pomiędzy 2 a 5 ton, odgrodzone są od odwiedzających park gości solidnym, metalowym płotem. Po kilku minutach obserwacji słoni w porze lunchu, ruszyliśmy dalej.
Kolejnym punktem na naszej trasie było Kingdom of the Carnivores, czyli Królestwo mięsożerców.
Ulotki informacyjne, które otrzymaliśmy przy wjeździe do parku głosiły: „Lwy, tygrysy, niedźwiedzie i wilki czekają, by Cię poznać”. W języku angielskim to zdanie brzmiało trochę mniej przyjaźnie, z racji wymowy słów „meet” i „meat”. Po raz kolejny upewniłam się, że nasze szyby są szczelnie zasunięte i ruszyliśmy.
Tygrysy nawet nie wyszły nam na powitanie.Zajęte lunchem sympatyczne kotki nie zwracały na nas większej uwagi, pałaszując z apetytem krwiste steki.
Niedźwiedzie ospale krążyły w poszukiwaniu miejsca do poleżakowania. Jeden z nich, korzystając z upalnej pogody zażywał kąpieli w sadzawce. Widok ok. 200-kilogramowego, pluskającego się niczym foczka, misia był komiczny.
Ponieważ robienie zdjęć przez szybę dla niektórych było niewystarczająco atrakcyjne, niepomni ostrzeżeń i zagrożenia turyści próbowali pstryknąć kilka fotek misiom przez uchylone okno. No bo przecież co może zrobić taki miś? Na szczęście ciągle czujni i zawsze na posterunku strażnicy w porę ostrzegli i upomnieli niefrasobliwych amatorów fotografii.
Najwięcej radości przysporzyły nam lwy. Zachęcane przez strażników kotki rozgrywały właśnie mecz piłki kopanej a raczej szarpanej. Nie obyło się bez fauli, ale zakończone remisem spotkanie, należało do udanych. Z pełnym podziwem obserwowałam z jaką zwinnością, a jednocześnie majestatem, poruszają się te ważące 150-250 kg. zwierzęta.
Następna na trasie kraina to afrykański las (African Forest) a w nim rozbawione stada przedstawicieli naczelnych. Rozbrykane małpki wywoływały salwy śmiechu naszej córki, nawet wtedy, gdy jedna z nich wlazła na dach samochodu i zaczęła walić w niego pięściami. Kolejna zauważyła w naszym aucie banana (przypadkiem położyłam go w widocznym miejscu) i zaczęła lizać szybę. Nasza córka z prawdziwą radością obserwowała te figle i powiedziała, że może tu zostać na zawsze a na urodziny chce małpkę.
Oblepione małpami samochody prawie stały w miejscu a migawki aparatów migały z niewiarygodną częstotliwością.
Po wyjeździe z małpiego gaju nadszedł czas na ostatnią krainę na trasie przejazdu samochodem – Pustynię. Tam czekali na nas przedstawiciele tego najbardziej suchego lądu na ziemi – wielbłądy, kilka gatunków antylop i somalijskie osiołki.
„A więc przeżyłeś spotkanie z mięsożercami i podróż przez serce Afryki.Teraz nadszedł czas na podładowanie akumulatorów i relaks w The Wild World Leisure Area” – przeczytałam w reklamowych ulotkach na zakończenie Road Safari.
Z nieukrywaną radością opuściłam samochód i zaczerpnęłam świeżego powietrza. Duży, bezpłatny parking był wypełniony niemal po brzegi, z nieba lał się żar a kolejne punkty wycieczki wydawały się niemniej atrakcyjne.
Foot Safari, czyli ta część, którą pokonujemy na własnych nogach podzielona jest na kilka etapów, w których czekają na nas m.in. lemury (Land of the Lemurs), pingwiny (Penguin World), małpki (Monkey Business), ptaki (Rainbow Landing), kangury (Australian Walkabout) oraz owieczki i kozy (Sheep and Goats).
Na każdym etapie czeka na nas wiele atrakcji takich jak karmienie pingwinów, lemurów, kangurów czy małpek, pokaz umiejętności lwów morskich, ptaków drapieżnych oraz kolorowych przedstawicieli papugowatych.
Godziny karmienia i pokazów znajdziemy na ulotkach reklamowych i informacyjnych, które otrzymamy przy wjeździe do parku.
Na najmłodszych gości Woburn Safari Parku czekają również inne atrakcje nie związane ze zwierzętami.
Mammoth Play Ark to wielki „małpi gaj” pod dachem dla dzieci w każdym wieku. Pełen zjeżdżalni, basenów z piłkami i torów przeszkód zapewni dzieciakom zabawę a rodzicom chwilę wytchnienia przy kawie czy herbacie.
Bobcat Run to zewnętrzna 6-torowa zjeżdżalnia przeznaczona zarówno dla dzieci jak i dorosłych.
Swan Boats to 5-osobowe rowery wodne w kształcie łabędzi, którymi możemy udać się w ok.10-minutową przejażdżkę po jeziorze.
Pociąg Great Woburn Railway zabierze nas w podróż dookoła Wild World Leisure Area. Trasa wiedzie przez wybieg dla wielbłądów, skąd będziemy mogli poobserwować m.in. antylopy i zebry.
Tiny Tots Safari Trial oraz Badger Valley Toddlers Play Area to miejsca z atrakcjami przeznaczonymi dla maluchów poniżej 5 roku życia.
Treetops Action Trail to zawieszony na znacznej wysokości park linowy, składający się z 20 różnych elementów, przeznaczony dla dzieci w wieku 5-11 lat. Przejście całego parku zajmuje ok. 30 minut, odbywa się pod okiem instruktora i kończy zjazdem na linie.
Wygłodniali i zmęczeni udaliśmy się do Two by Two Restaurant zlokalizowanej w Mammoth Play Ark. Restauracja oferuje posiłki typu „fast food”, zdrową żywność, zestawy dla całej rodziny oraz specjalne posiłki dla dzieci. Posiada również szeroki wybór przekąsek a także ciepłych i zimnych napojów.
Druga restauracja - Safari Restaurant, usytuowana nieopodal sklepiku z pamiątkami, serwuje śniadania i obiady, napoje oraz ciasta, słodycze i lody.
Ostatnim punktem na naszej mapie było odwiedzenie Junglies Gift Shop, gdzie zaopatrzyliśmy się w różnej maści pamiątki, pocztówki i pluszaki.
W tym sklepie z tzw.suwenirami nawet najbardziej wymagający znajdą dla siebie coś wyjątkowego a dzieciaki będą zachwycone ogromnym wyborem maskotek, bo jest to miejsce rekordowe pod względem ilości pluszaków przypadających na metr kwadratowy.
Każda nasza kolejna wizyta w Woburn Safari Parku była inna,ale zawsze pełna emocji i niezapomnianych wrażeń a smutne wspomnienia z zoo i przykry widok zwierząt w klatkach na zawsze odeszły w zapomnienie.
Stworzono je z myślą o miłośnikach dzikiej fauny, dla których zwierzaki w klatkach w zoo są tylko namiastką obcowania z naturą. Bo w Woburn bliżej natury już być nie można.
Trasa zwiedzania podzielona jest na dwie części.
Pierwsza - Road Safari,moim zdaniem najatrakcyjniejsza, którą obowiązkowo pokonujemy samochodem (koniecznie z zamkniętymi szczelnie szybami), wiedzie wśród najdzikszych mieszkańców naszej planety.
Tuż po przekroczeniu bram parku wjechaliśmy do Northern Plains (Północna równina) i naszym oczom ukazały się majestatyczne bizony. Przechadzające się na wyciagnięcie ręki zwierzątka o wadze od 300 do 1000 kg. zrobiły na nas ogromne wrażenie. W tle beztrosko biegały sobie Konie Przewalskiego, które przy bizonach wyglądały jak niesforne dzieciaki.
Savannah to kolejna na trasie kraina, gdzie mieliśmy okazję podglądać mieszkańców afrykańskiej sawanny - żyrafy, leniwie skubiące liście z najwyższych partii drzew, niesforne zebry zajęte zabawą w berka, bawoły sprawiajace wrażenie, że nie interesuje ich nic poza jedzeniem, sympatyczne elandy oraz antylopy.
I wtedy tuż przed naszym samochodem, na drogę po której jechaliśmy wszedł nosorożec. Odwrócił głowę i spojrzał centralnie na mnie.To właśnie była jedna z takich chwil, w której zadałam sobie pytanie: “Czy zrobiłam już w życiu wszystko, co zaplanowałam?”. Nosorożec ani myślał ustępować nam drogi a my nie mieliśmy wyjścia, jak tylko stać i czekać aż zgłodnieje albo spodoba mu się jakieś inne piękne miejsce, w które pójdzie i postoi.
Za nami utworzył się już całkiem długi rząd samochodów i tak sobie staliśmy i czekaliśmy.
W końcu zwierzę ruszyło i przeniosło swoje prawie 1.5-tonowe ciało kilka metrów dalej. Odetchnęłam z ulgą i mogliśmy pojechać dalej.
Największym przedstawicielem zwierząt azjatyckich, czyli kolejnego punktu trasy – Animals from Asia, był słoń. Tu moje ciśnienie pozostało w normie, ponieważ te sympatyczne „maluchy”, których waga waha się pomiędzy 2 a 5 ton, odgrodzone są od odwiedzających park gości solidnym, metalowym płotem. Po kilku minutach obserwacji słoni w porze lunchu, ruszyliśmy dalej.
Kolejnym punktem na naszej trasie było Kingdom of the Carnivores, czyli Królestwo mięsożerców.
Ulotki informacyjne, które otrzymaliśmy przy wjeździe do parku głosiły: „Lwy, tygrysy, niedźwiedzie i wilki czekają, by Cię poznać”. W języku angielskim to zdanie brzmiało trochę mniej przyjaźnie, z racji wymowy słów „meet” i „meat”. Po raz kolejny upewniłam się, że nasze szyby są szczelnie zasunięte i ruszyliśmy.
Tygrysy nawet nie wyszły nam na powitanie.Zajęte lunchem sympatyczne kotki nie zwracały na nas większej uwagi, pałaszując z apetytem krwiste steki.
Niedźwiedzie ospale krążyły w poszukiwaniu miejsca do poleżakowania. Jeden z nich, korzystając z upalnej pogody zażywał kąpieli w sadzawce. Widok ok. 200-kilogramowego, pluskającego się niczym foczka, misia był komiczny.
Ponieważ robienie zdjęć przez szybę dla niektórych było niewystarczająco atrakcyjne, niepomni ostrzeżeń i zagrożenia turyści próbowali pstryknąć kilka fotek misiom przez uchylone okno. No bo przecież co może zrobić taki miś? Na szczęście ciągle czujni i zawsze na posterunku strażnicy w porę ostrzegli i upomnieli niefrasobliwych amatorów fotografii.
Najwięcej radości przysporzyły nam lwy. Zachęcane przez strażników kotki rozgrywały właśnie mecz piłki kopanej a raczej szarpanej. Nie obyło się bez fauli, ale zakończone remisem spotkanie, należało do udanych. Z pełnym podziwem obserwowałam z jaką zwinnością, a jednocześnie majestatem, poruszają się te ważące 150-250 kg. zwierzęta.
Następna na trasie kraina to afrykański las (African Forest) a w nim rozbawione stada przedstawicieli naczelnych. Rozbrykane małpki wywoływały salwy śmiechu naszej córki, nawet wtedy, gdy jedna z nich wlazła na dach samochodu i zaczęła walić w niego pięściami. Kolejna zauważyła w naszym aucie banana (przypadkiem położyłam go w widocznym miejscu) i zaczęła lizać szybę. Nasza córka z prawdziwą radością obserwowała te figle i powiedziała, że może tu zostać na zawsze a na urodziny chce małpkę.
Oblepione małpami samochody prawie stały w miejscu a migawki aparatów migały z niewiarygodną częstotliwością.
Po wyjeździe z małpiego gaju nadszedł czas na ostatnią krainę na trasie przejazdu samochodem – Pustynię. Tam czekali na nas przedstawiciele tego najbardziej suchego lądu na ziemi – wielbłądy, kilka gatunków antylop i somalijskie osiołki.
„A więc przeżyłeś spotkanie z mięsożercami i podróż przez serce Afryki.Teraz nadszedł czas na podładowanie akumulatorów i relaks w The Wild World Leisure Area” – przeczytałam w reklamowych ulotkach na zakończenie Road Safari.
Z nieukrywaną radością opuściłam samochód i zaczerpnęłam świeżego powietrza. Duży, bezpłatny parking był wypełniony niemal po brzegi, z nieba lał się żar a kolejne punkty wycieczki wydawały się niemniej atrakcyjne.
Foot Safari, czyli ta część, którą pokonujemy na własnych nogach podzielona jest na kilka etapów, w których czekają na nas m.in. lemury (Land of the Lemurs), pingwiny (Penguin World), małpki (Monkey Business), ptaki (Rainbow Landing), kangury (Australian Walkabout) oraz owieczki i kozy (Sheep and Goats).
Na każdym etapie czeka na nas wiele atrakcji takich jak karmienie pingwinów, lemurów, kangurów czy małpek, pokaz umiejętności lwów morskich, ptaków drapieżnych oraz kolorowych przedstawicieli papugowatych.
Godziny karmienia i pokazów znajdziemy na ulotkach reklamowych i informacyjnych, które otrzymamy przy wjeździe do parku.
Na najmłodszych gości Woburn Safari Parku czekają również inne atrakcje nie związane ze zwierzętami.
Mammoth Play Ark to wielki „małpi gaj” pod dachem dla dzieci w każdym wieku. Pełen zjeżdżalni, basenów z piłkami i torów przeszkód zapewni dzieciakom zabawę a rodzicom chwilę wytchnienia przy kawie czy herbacie.
Bobcat Run to zewnętrzna 6-torowa zjeżdżalnia przeznaczona zarówno dla dzieci jak i dorosłych.
Swan Boats to 5-osobowe rowery wodne w kształcie łabędzi, którymi możemy udać się w ok.10-minutową przejażdżkę po jeziorze.
Pociąg Great Woburn Railway zabierze nas w podróż dookoła Wild World Leisure Area. Trasa wiedzie przez wybieg dla wielbłądów, skąd będziemy mogli poobserwować m.in. antylopy i zebry.
Tiny Tots Safari Trial oraz Badger Valley Toddlers Play Area to miejsca z atrakcjami przeznaczonymi dla maluchów poniżej 5 roku życia.
Treetops Action Trail to zawieszony na znacznej wysokości park linowy, składający się z 20 różnych elementów, przeznaczony dla dzieci w wieku 5-11 lat. Przejście całego parku zajmuje ok. 30 minut, odbywa się pod okiem instruktora i kończy zjazdem na linie.
Wygłodniali i zmęczeni udaliśmy się do Two by Two Restaurant zlokalizowanej w Mammoth Play Ark. Restauracja oferuje posiłki typu „fast food”, zdrową żywność, zestawy dla całej rodziny oraz specjalne posiłki dla dzieci. Posiada również szeroki wybór przekąsek a także ciepłych i zimnych napojów.
Druga restauracja - Safari Restaurant, usytuowana nieopodal sklepiku z pamiątkami, serwuje śniadania i obiady, napoje oraz ciasta, słodycze i lody.
Ostatnim punktem na naszej mapie było odwiedzenie Junglies Gift Shop, gdzie zaopatrzyliśmy się w różnej maści pamiątki, pocztówki i pluszaki.
W tym sklepie z tzw.suwenirami nawet najbardziej wymagający znajdą dla siebie coś wyjątkowego a dzieciaki będą zachwycone ogromnym wyborem maskotek, bo jest to miejsce rekordowe pod względem ilości pluszaków przypadających na metr kwadratowy.
Każda nasza kolejna wizyta w Woburn Safari Parku była inna,ale zawsze pełna emocji i niezapomnianych wrażeń a smutne wspomnienia z zoo i przykry widok zwierząt w klatkach na zawsze odeszły w zapomnienie.
Zgłoś błąd / nadużycie » Przyjazne drukowanie »
Dodaj komentarz
Aby skomentować musisz się najpierw zalogować
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował.