Ile osób zmieści się w matatu, czyli jak się podróżuje po Ugandzie, 2012
Jak się podróżuje po Ugandzie i jak dojechać do Ki
Ile osób zmieści się w matatu, czyli jak się podróżuje po Ugandzie
Po zdobyciu najwyższego szczytu Ugandy – Margherita Peak (5109 mnpm) w ramach projektu „W drodze na najwyższe szczyty Afryki” jedziemy na trzecią - relaksacyjną część naszego wyjazdu. To ma być nasza zastępcza nagroda za zdobycie gór. Właściwą nagrodą miała być wizyta u goryli górskich w Ugandzie albo Rwandzie, ale zbyt późno o tym zaczęliśmy myśleć, aby otrzymać zezwolenia. Jedziemy więc do Kibale Forest National Park na tzw. „chimpanzee tracking”.
Jak się podróżuje po Ugandzie i jak dojechać do Kibale? Matatu, czyli lokalnym autobusem. Czasem matatu to zwykła Toyota Corolla. Pewnie dlatego, żeby nie czekać na zebranie dużej liczby pasażerów.
Nie przeszkadza nam to w drodze. Pakujemy się we trzech z mniejszymi plecakami do jednej z Toyot na tylne siedzenie. Duże plecaki upychamy w bagażniku. Czekamy. Przyszedł pan z teczką. Mamy komplet. Nic z tego. Kierowca przypomina sobie o zapasowym kole. Plecaki lądują na dachu. Koło jedzie do wulkanizacji. No hurry In Africa… Koło wraca. Plecaki jednak nie jadą na dachu. Ktoś znowu je upycha w bagażniku. Czekamy. Czyli jest jeszcze miejsce dla kogoś. To tylko my go nie widzimy i utwierdzamy się w przekonaniu, że nikt tu się nie zmieści. Do pana z teczką na przednie siedzenie pasażera dołącza pan z wielkimi słuchawkami. Jest nas 6. Komplet? Nie. Przecież fotel kierowcy jest taki sam jak fotel pasażera, więc czemu ma na nim siedzieć tylko jedna osoba? Komplet? Nic z tego. Jest jeszcze pani z dziewczynką. Gdzie wsiądzie? Jak to gdzie? Przecież z tyłu siedzimy tylko w trójkę z plecakami. Pani siada obok mnie, a dziecko na jej kolanach. Ugniatamy się jakoś, a ktoś z zewnątrz dopycha panią drzwiami żeby się zmieściła. Mamy komplet. 9 osób. Mieliśmy szczęście, że nikt nie czekał z łóżkiem albo workiem ziemniaków. Z pewnością gdzieś w naszym samochodzie jeszcze jest miejsce. W końcu to Afryka. Jedziemy szutrową czerwoną drogą do Kibale. Progi zwalniające pokonujemy w poprzek, bo normalnie Toyota by zawisła. Mijamy plantacje herbaty i bananów. Śmiejemy się do łez. Trzęsę się ze śmiechu, łkając i przecierając łzy z policzków. Afryka jest niesamowita. Po godzinie dojeżdżamy do celu. Jesteśmy u bram Kibale Forest National Park.
Udało się. Czeka na nas niespodzianka. Wysoka cena za wejście do parku. 150 dolarów za 3 godziny chimpanzee tracking. Trochę jestem zdziwiony. Ale z drugiej strony nie po to podróżuję po Ugandzie, aby zrezygnować. Do parku wchodzimy tylko we dwóch. Zostawiamy wielkie plecaki i idziemy z uzbrojonym przewodnikiem w las. Las ciemny, pełen najprzeróżniejszych drzew, lian, krzaków, ptaków, motyli. Żyje tu podobno 13 gatunków małp i wiele innych ssaków, płazów i gadów. Są też wielkie pytony gotowe zjeść nas w każdej chwili. Idziemy wydeptanymi alejkami. Przewodnik kontaktuje się z innymi przewodnikami przez krótkofalówkę. Nasz cel to szympansy. Dogadał się. Wiemy gdzie są. Idziemy tam. A w zasadzie to one idą do nas. Nie przeszkadzamy im. Skaczą po drzewach. Może nawet nie skaczą, ale przechodzą płynnie z jednego drzewa na inne. Jak one to robią? W jednym stadzie jest podobno około 100 szympansów z jednym liderem. A widzimy tylko kilka w okolicy. Niektóre z małymi, słodkimi szympansiątkami. Te na drzewach wyszukują swoich przysmaków, owoców palm i fig po czym schodzą na dół i tu jedzą to, co zerwały na górze. Zachowują się jak ludzie. Ziewają, leżą na ziemi na plecach i śpią jak ludzie. Inne układają się na gałęziach drzew z ułożonymi pod głowami rękoma. Iskają się, drapią nawzajem. Malutkie szympansiątka naśladują matki, czepiają się futra, przytulają się.
Dwie godziny minęły momentalnie. Musimy wracać. Czekamy na kolejne matatu. Ruch jest żaden. Z nudów robimy głupie zdjęcia z drewnianą małpą.
Czasem przejedzie i zakurzy na czerwono boda boda, czyli motor z pasażerem. Na boda boda z dwoma plecakami nie wejdę. Musimy czekać na matatu. Ile osób może się zmieścić do matatu? Tego ostatecznie nie wiemy. Wydaje się nam, że 9 osób. Zatrzymuje się Toyota wyładowana po brzegi z 7 osobami. Kierowca zaprasza. Ehe. Bagażnik pełny, na bagażniku dwa materace. Ugniatamy, upychamy i trzy duże plecaki są w bagażniku.
A my? Dziadek z kijem zostaje wyprowadzony z tylnej kanapy i siada obok kierowcy. Z tyłu są już tylko 4 osoby. Dosiadamy się we dwóch z plecakami. Wiemy, że 4 osoby z przodu jadą na luzie, więc jeden z nas siada z przodu. Ile osób może się zmieścić do matatu? 10 z bagażami na spokojnie.
Nie wiem skąd europejskie limity na 5 osób. Śmiejemy się tak bardzo, że razem z nami trzęsą się wszyscy. Dla takich wariackich chwil tu przyjeżdżam. Wyjmuję z plecaka aparat i kręcę film z naszego autobusu. Dobrze, że nikt więcej po drodze nie czeka. Zjadamy wspólnie ciastka i docieramy do Fort Portal. Wypakowanie ludzi i bagażu zajmuje dobrą chwilę.
W Fort Portal jesteśmy wcześniej niż myśleliśmy, więc jedziemy dalej do Kampali. Jak? Jak to jak? Matatu! Zjadamy małe co nie co i idziemy do matatu. Czym nas teraz zadziwi Uganda? W sumie niczym. Do Kampali jeżdżą porządne matatu, czyli Toyoty Hiace, z teoretycznym limitem czternastu pasażerów. Ehe. Znajdujemy naszą. Plecaki mieszczą się na luzie pod siedzeniami. Za siedzenia trafiają pozostałe pakunki innych pasażerów razem z ponad dwustoma zielonymi bananami. Ciekawe czy to wszystko? Nie. Zabieramy jeszcze masę niezidentyfikowanych pakunków, a co najważniejsze - na koniec dosiada się jeszcze pani z kogutem zawiniętym w czarną torbę foliową. To jest podróżowanie! To jest Afryka jaką uwielbiam.
Zapraszam na moją stronę internetową www.gerber.d7.pl, na której można obejrzeć zdjęcia z pozostałych wypraw, przeczytać relacje z wyjazdów i śledzić losy projektu „W drodze na najwyższe szczyty Afryki”.
Robert Gondek
Gerber
Po zdobyciu najwyższego szczytu Ugandy – Margherita Peak (5109 mnpm) w ramach projektu „W drodze na najwyższe szczyty Afryki” jedziemy na trzecią - relaksacyjną część naszego wyjazdu. To ma być nasza zastępcza nagroda za zdobycie gór. Właściwą nagrodą miała być wizyta u goryli górskich w Ugandzie albo Rwandzie, ale zbyt późno o tym zaczęliśmy myśleć, aby otrzymać zezwolenia. Jedziemy więc do Kibale Forest National Park na tzw. „chimpanzee tracking”.
Jak się podróżuje po Ugandzie i jak dojechać do Kibale? Matatu, czyli lokalnym autobusem. Czasem matatu to zwykła Toyota Corolla. Pewnie dlatego, żeby nie czekać na zebranie dużej liczby pasażerów.
Nie przeszkadza nam to w drodze. Pakujemy się we trzech z mniejszymi plecakami do jednej z Toyot na tylne siedzenie. Duże plecaki upychamy w bagażniku. Czekamy. Przyszedł pan z teczką. Mamy komplet. Nic z tego. Kierowca przypomina sobie o zapasowym kole. Plecaki lądują na dachu. Koło jedzie do wulkanizacji. No hurry In Africa… Koło wraca. Plecaki jednak nie jadą na dachu. Ktoś znowu je upycha w bagażniku. Czekamy. Czyli jest jeszcze miejsce dla kogoś. To tylko my go nie widzimy i utwierdzamy się w przekonaniu, że nikt tu się nie zmieści. Do pana z teczką na przednie siedzenie pasażera dołącza pan z wielkimi słuchawkami. Jest nas 6. Komplet? Nie. Przecież fotel kierowcy jest taki sam jak fotel pasażera, więc czemu ma na nim siedzieć tylko jedna osoba? Komplet? Nic z tego. Jest jeszcze pani z dziewczynką. Gdzie wsiądzie? Jak to gdzie? Przecież z tyłu siedzimy tylko w trójkę z plecakami. Pani siada obok mnie, a dziecko na jej kolanach. Ugniatamy się jakoś, a ktoś z zewnątrz dopycha panią drzwiami żeby się zmieściła. Mamy komplet. 9 osób. Mieliśmy szczęście, że nikt nie czekał z łóżkiem albo workiem ziemniaków. Z pewnością gdzieś w naszym samochodzie jeszcze jest miejsce. W końcu to Afryka. Jedziemy szutrową czerwoną drogą do Kibale. Progi zwalniające pokonujemy w poprzek, bo normalnie Toyota by zawisła. Mijamy plantacje herbaty i bananów. Śmiejemy się do łez. Trzęsę się ze śmiechu, łkając i przecierając łzy z policzków. Afryka jest niesamowita. Po godzinie dojeżdżamy do celu. Jesteśmy u bram Kibale Forest National Park.
Udało się. Czeka na nas niespodzianka. Wysoka cena za wejście do parku. 150 dolarów za 3 godziny chimpanzee tracking. Trochę jestem zdziwiony. Ale z drugiej strony nie po to podróżuję po Ugandzie, aby zrezygnować. Do parku wchodzimy tylko we dwóch. Zostawiamy wielkie plecaki i idziemy z uzbrojonym przewodnikiem w las. Las ciemny, pełen najprzeróżniejszych drzew, lian, krzaków, ptaków, motyli. Żyje tu podobno 13 gatunków małp i wiele innych ssaków, płazów i gadów. Są też wielkie pytony gotowe zjeść nas w każdej chwili. Idziemy wydeptanymi alejkami. Przewodnik kontaktuje się z innymi przewodnikami przez krótkofalówkę. Nasz cel to szympansy. Dogadał się. Wiemy gdzie są. Idziemy tam. A w zasadzie to one idą do nas. Nie przeszkadzamy im. Skaczą po drzewach. Może nawet nie skaczą, ale przechodzą płynnie z jednego drzewa na inne. Jak one to robią? W jednym stadzie jest podobno około 100 szympansów z jednym liderem. A widzimy tylko kilka w okolicy. Niektóre z małymi, słodkimi szympansiątkami. Te na drzewach wyszukują swoich przysmaków, owoców palm i fig po czym schodzą na dół i tu jedzą to, co zerwały na górze. Zachowują się jak ludzie. Ziewają, leżą na ziemi na plecach i śpią jak ludzie. Inne układają się na gałęziach drzew z ułożonymi pod głowami rękoma. Iskają się, drapią nawzajem. Malutkie szympansiątka naśladują matki, czepiają się futra, przytulają się.
Dwie godziny minęły momentalnie. Musimy wracać. Czekamy na kolejne matatu. Ruch jest żaden. Z nudów robimy głupie zdjęcia z drewnianą małpą.
Czasem przejedzie i zakurzy na czerwono boda boda, czyli motor z pasażerem. Na boda boda z dwoma plecakami nie wejdę. Musimy czekać na matatu. Ile osób może się zmieścić do matatu? Tego ostatecznie nie wiemy. Wydaje się nam, że 9 osób. Zatrzymuje się Toyota wyładowana po brzegi z 7 osobami. Kierowca zaprasza. Ehe. Bagażnik pełny, na bagażniku dwa materace. Ugniatamy, upychamy i trzy duże plecaki są w bagażniku.
A my? Dziadek z kijem zostaje wyprowadzony z tylnej kanapy i siada obok kierowcy. Z tyłu są już tylko 4 osoby. Dosiadamy się we dwóch z plecakami. Wiemy, że 4 osoby z przodu jadą na luzie, więc jeden z nas siada z przodu. Ile osób może się zmieścić do matatu? 10 z bagażami na spokojnie.
Nie wiem skąd europejskie limity na 5 osób. Śmiejemy się tak bardzo, że razem z nami trzęsą się wszyscy. Dla takich wariackich chwil tu przyjeżdżam. Wyjmuję z plecaka aparat i kręcę film z naszego autobusu. Dobrze, że nikt więcej po drodze nie czeka. Zjadamy wspólnie ciastka i docieramy do Fort Portal. Wypakowanie ludzi i bagażu zajmuje dobrą chwilę.
W Fort Portal jesteśmy wcześniej niż myśleliśmy, więc jedziemy dalej do Kampali. Jak? Jak to jak? Matatu! Zjadamy małe co nie co i idziemy do matatu. Czym nas teraz zadziwi Uganda? W sumie niczym. Do Kampali jeżdżą porządne matatu, czyli Toyoty Hiace, z teoretycznym limitem czternastu pasażerów. Ehe. Znajdujemy naszą. Plecaki mieszczą się na luzie pod siedzeniami. Za siedzenia trafiają pozostałe pakunki innych pasażerów razem z ponad dwustoma zielonymi bananami. Ciekawe czy to wszystko? Nie. Zabieramy jeszcze masę niezidentyfikowanych pakunków, a co najważniejsze - na koniec dosiada się jeszcze pani z kogutem zawiniętym w czarną torbę foliową. To jest podróżowanie! To jest Afryka jaką uwielbiam.
Zapraszam na moją stronę internetową www.gerber.d7.pl, na której można obejrzeć zdjęcia z pozostałych wypraw, przeczytać relacje z wyjazdów i śledzić losy projektu „W drodze na najwyższe szczyty Afryki”.
Robert Gondek
Gerber
Zgłoś błąd / nadużycie » Przyjazne drukowanie »
Dodaj komentarz
Aby skomentować musisz się najpierw zalogować
Komentarze
eryk2k1 (382), 14-05-2012 11:41
Nie ma jak dalekie podróżeaiki621 (104), 13-05-2012 21:21