kraj:
Gruzja
, Gruzja autor: Gerber
03-10-2012 11:10, ocena: 0.00/0 komentarzy: 0

Gaumardżos Gruzja - część 6 i 7, 2012

Nic do roboty; Na plaży

Gruzja – relacje z podróży
Wstajemy przed 10. Zjadamy resztki, które nam pozostały z pociągu i jedziemy do ogrodu botanicznego pod Batumi. Wciąż jest pochmurnie, a nad górami czai się deszcz. Spacerujemy wśród egzotycznych drzew z różnych stron świata. To się nazywa ogród! Jego teren podzielony jest na kilka części, z których każda poświęcona jest roślinności z innego rejonu świata. Mijamy więc strefę nowozelandzką, himalajską, Azji południowo-wschodniej, czy północnoamerykańską. A na koniec lądujemy nad brzydkim brzegiem morza.

Po drodze posilamy się setką albo może i dwoma setkami wiśniówki z Polski, co nieco nas ożywia. Wracamy do wejścia turystyczną ciuchcią i możemy iść na plażę. Plaża to duże słowo. To po prostu wielkie wysypisko większych i mniejszych kamieni wzdłuż całego morza. Tragicznie się po tym chodzi, nie mówiąc już o leżeniu. Nie podoba mi się. Nawet nie wchodzę do wody. Godzina leżenia wystarczy. Wracamy. Po drodze wchłaniamy rybę w jednej z knajp z sączącą się rosyjską muzyką dyskotekową. To mi się akurat podoba. I wracamy busikiem do Batumi.

Dziś jest ładniej, więc możemy pospacerować niekończącą się promenadą. Mijamy dziesiątki remontowanych lub budowanych domów i hoteli. To kolejne miasto po Tbilisi i Mtskhecie, które sprawia wrażenie budowanego od nowa. Robi to niesamowite wrażenie, choć nieco utrudnia poruszanie. Dochodzimy do wieży i zostajemy w knajpce na gruzińską kolację. Nad morzem zachód słońca w tle z nadchodzącą ulewą. Chmury komponują się z ostatnimi promieniami słońca i morzem przepięknie. Szukamy mocy, więc zamawiamy do kolacji butelkę ukraińskiej wódki i jedzenie smakuje jeszcze lepiej. Znad gór nadciąga ulewa. Czekając na jej koniec raczymy się buteleczką żołądkowej. Wygląda na to, że nie będzie już komu podarować polskiej pamiątki, więc bezkarnie możemy opróżnić nasze zapasy. Pomimo późnej pory miasto żyje. Masa podświetlonych budynków, tańczące kolorowe fontanny i różne inne atrakcje. Nocnym autobusem wracamy do zatęchłej noclegowni. To już ostatnia noc w Batumi.

To nasz przedostatni dzień w Gruzji. Wstajemy jak zawsze nie o 8, zjadamy po kanapce w pysznej hiszpańskiej kafejce. Nie było to celowe zagranie. Szukaliśmy raczej czegoś gruzińskiego. Trafiliśmy jednak tu i nie żałujemy. Jedziemy na plażowanie w stronę granicy z Turcją do Gonio. Podobno jest tam ładniej. No zobaczymy.

Gdzieś po drodze, subiektywnie oceniając, że to już, wysiadamy z marszrutki. Kupujemy melona od pani. A pani nosi identyczny t-shirt jak ja. Po rosyjsku nie mówi, ale kapuje, że jesteśmy tak samo ubrani. Namawiamy ją na wspólne zdjęcie. Wymiany koszulkami nie proponuję. Fajni są ci Gruzini. Na plaży znów wysypisko kamieni. Leżymy parę godzin na kamulcach, czekając na przebłyski słońca i racząc się kolejnymi zapasami „mocy” z Polski – tym razem bardzo gorącej mocy, bo solidnie nagrzanej przez słońce.

Nieuchronnie znad Turcji zbliża się kolejna fala deszczu. Ciekawe, czy to my tak trafiliśmy, czy tak tu jest zawsze. Jak na razie – trzeci dzień i trzeci dzień z pochmurnym niebem, ulewnym deszczem i odrobiną przebłyskującego słońca. Zgodnie z przewidywaniami ulewa dopada nas podczas czekania na pociąg. W sumie spędziliśmy bardzo leniwy dzień. Spaliłem się na plaży i poza zdjęciem z panią od melonów nic ciekawego się nie działo. No może jeszcze z wyjątkiem dziadka – kierowcy, który w dosyć podeszłym wieku kierował naszą marszrutką i chyba niezbyt dobrze widział. A na zakrętach nie wiedząc czemu puszczał kierownicę. Może się uczył jeździć bez trzymanki. No i jeszcze mieliśmy przygodę z mięsnym jeżem. Na podróż kupiliśmy sobie słodkie bułki, w tym jedną w kształcie jeża, co oczywiście musiało nam się skojarzyć z pewnym programem telewizyjnym w Polsce. Niestety nie mamy z nim zdjęcia, bo Mechłak nam go zeżarł.

Do Tbilisi wracamy drugą klasą, ale i tak mamy miejsca do leżenia. Druga klasa różni się od pierwszej tym, że są tu 4 prycze zamiast 2 i nie ma telewizora, no i jest tańsza. Noc mija szybko. Jedyną atrakcją podróży jest zmieniająca się temperatura. Może to jest właśnie ta zasadnicza dodatkowa różnica pomiędzy pierwszą a drugą klasą? W czasie jazdy teoretycznie działa klimatyzacja i jest zimno. śpię wtedy owinięty ręcznikami. śpiwora już mi się nie chce wyjmować. Ale gdy stajemy, klima się wyłącza i robi się gorąco. Ot i cała atrakcja.

cdn.
_____
Pełna relacja z wyjazdu do Gruzji na mojej stronie: http://www.gerber.d7.pl
Gruzja
ta opowieść ma kolejne części: Poprzednia 1|2..4|5|6|7| Następna

Zgłoś błąd / nadużycie » Przyjazne drukowanie »


reklamy:

Komentarze

Nikt jeszcze nie skomentował.

Dodaj komentarz

Aby skomentować musisz się najpierw zalogować