kraj:
Sierra Leone
, Freetown i okolice autor: wodzu
01-02-2012 13:02, ocena: 0.26/3 komentarzy: 2

Dzienniki, 01.2011 - 05.2011

chaos itp

Sierra Leone – relacje z podróży

Witam wszystkich- pierwsza część moich przygód w Sierra Leone, nie jestem pisarzem więc może być trochę chaotycznie- i nie ciekawie w pierwszej części.

Sierra Leone- co przeciętny Polak wie o tym miejscu? Jeśli widział film Krwawy Diament to coś już tam świta. Niewielki kraj na wybrzeżu Atlantyku, niepodległość uzyskał w 1961 roku. Bardzo biedny, borykający się z wieloma problemami.

Trafiłem do niego na koniec stycznia 2011 roku. Dlaczego i po co tam pojechałem nie ma znaczenia dla tej relacji. Choć sam wyjazd był wyzwaniem znacznym dla osoby która głównie po Polsce podróżowała lub po krajach ościennych.

Mają być te moje wypociny pewnego rodzaju uzupełnieniem karty kraju, informacji suchych co to mówią bez wyrazu o jakimś miejscu.

Wiza:

Pierwsze przygotowanie do wyjazdu- organizacja wizy- w Polsce nie ma możliwości uzyskania wizy inaczej niż przez biura internetowe-ja zrezygnowałem z tej opcji- jakoś nie lubię słać nieznanym osobą swojego paszportu. Najbliższe ambasady/konsulaty to Bruksela, Moskwa oraz Londyn. Ja po wizę wybrałem się do Londynu. Informacja mówiła o 3 dniowym oczekiwaniu, ale dzięki sugestii konsula aby dać datek do puszki na cele charytatywne (nie mniej niż 50funtów) to wizę dostanie pan od ręki. 10 min i można już lecieć… Oczywiście jako bonus było błędnie wpisane moje nazwisko na wizie, ale to tylko smaczku dodało. Tak że dzięki planowi 3 dniowego biegania po konsulacie I grzaniu stołków zyskałem 2 dni ekstra na Londyn.

Lot I transport do miasta.

Trasa dla mnie biegła: Kraków- Paryż- Casablanka- Freetown.
Odbyła się bez większych przygód I problemów (poza 6h czekania w Casablance na samolot).
W Freetown wylądowałem ok 2 w nocy, ciemno, gorącą niemiłosiernie oraz ten zapach, zupełnie inaczej świat tam pachnie to pierwsze co poczułem. Lotnisko niewielkie, odprawa paszportowa przeszła sprawnie i szybko, choć padały hasła “give me some money”, kolejny krok skierowanie do lekarza który sprawdza szczepienia przeciw żółtej febrze (obowiązkowa książeczka WHO). Dalej już tylko lepiej- na zawsze zapamiętam chyba przebijanie się przez tłumy ludzi do busika który miał nas zabrać na przystań. Z racji że lotnisko leży po drugiej stronie zatoki co miasto to podróż miała jeszcze mieć wiele atrakcji. Ciemno, pełen busik ludzi, gorąco, trzęsie jak diabli, człowiek z bagażami swymi. Nie zapomniane przeżycia. Transport przez zatokę zapewnia kilka firm, nam trafił się Pelikan- wchodzisz na pokład starej łódki dostajesz kapok, i jazda przez zatokę. Jako że fale dość biły mocno to podróż była trzęsawką mocną. Już w trakcie tej przeprawy zawiązywały się pierwsze rozmowy z ludźmi, większość to pasażerowie co przylecieli- paru turystów, kilka osób co do pracy przybyły i wracający mieszkańcy. Przeprawa zajmowała ok jednej godziny. Po przybyciu na miejsce jeszcze załadunek do samochodu oraz rajd przez miasto nocą do hotelu. Miasto żyje tam cały czas, za dnia duszne, parne nocą niewiele zmienia swe oblicze. Ulice przeważnie ciemne, oświetlane światłem samochodów/ motocykli oraz wszędobylskich ognisk/palenisk. Głośne ruchliwe i żywe.

Hotel:

Rejestracja- bardzo sympatyczna dziewczyna rejestruje, od razu poznanie właściciela hotelu też nastąpiło (bardzo sympatyczny człowiek- byłem nawet dzięki niemu na lokalnym weselu). Szybkie spisanie danych, zabranie bagaży i jazda do pokoju coby w końcu się przespać, po 20h podróży.

Pokój Czysty, ale widać że nie europa. Klimatyzacja działa (choć cieknie trochę), prysznic jest – choć ciepła woda nie zawsze i nie o każdej porze. Prąd- jest, ale jak pada sieć chwile trwa włączenie generatora. Łazienka czysta, choć okna źle osadzone, szpary między płytkami nierówne, zacieki na suficie. (Choć hotel oddany raptem w 2010roku).
Internet działa – nawet wifi, choć już po paru dniach wolałem kupić lokalną kartę sim i działać przez EDGE (działało nawet ok na terenie miasta). Net czasem zrywało, skype działał jak chciał ale generalna komunikacja ze światem była.

Zaletą za to wielką był widok z hotelu, niemal na całe miasto oraz zatokę (panorama u góry widoczna). Pierwszy raz jak za dnia wyszedłem na taras i zobaczyłem to miasto to wiedziałem że zapamiętam to do końca swoich dni...

Na dziś to tyle- generalnie był to wstęp, w kolejnych tematach opiszę szczegółowej miasto, mieszkańców, to co mi się tam działo, jakie jedzenie było I to co tam będzie jeszcze warto.

ta opowieść ma kolejne części: 1|2| Następna

Zgłoś błąd / nadużycie » Przyjazne drukowanie »


reklamy:

Komentarze

wodzu (111), 02-02-2012 20:07

cieszę się iż podoba się to. Więcej z czasem pojawi się tematów. Równocześnie polecam bloga, tam będą krótsze wspomnienia z zwiedzonych miejsc plus info o planach.

Snake (94), 02-02-2012 18:43

Widzę, że nie musiałem długo czekać:) Meeeeega podróże ! ! !


Dodaj komentarz

Aby skomentować musisz się najpierw zalogować