Egipt 7+7 Triada Zwiedzanie cz. 5, 18.09-02.10.04r.
Dzień 4
Znów spóźniliśmy się na śniadanie. Tak wyszło, że w nocy nikomu nie chciało się spać. Troszkę poszaleliśmy. Z maskami na twarzach między innymi z "Krzyku", kumple biegają po hotelu. Prawie udaje im się doprowadzić do zawału serca jednego z pracowników hotelu - nieźle się ich przestraszył.
Około 3-4 w nocy poszliśmy na basen. Przy ogólnej wesołości i dość podniesionych głosach weszliśmy do wody. Nagle nie wiadomo skąd wyrosło kilku Arabów. Ubrani w normalne ciuchy stanęli sobie kilka metrów od nas. Nie wiem może to egipski słoneczny patrol, patrzył czy ktoś z nas nie będzie potrzebował pomocy. :) Po kilkunastu minutach kiedy zrobiło się troszkę zimno (basen naturalnie jest pod otwartym niebem) wychodzimy z wody a słoneczny patrol zniknął. Z perspektywy czasu wiem, że nie był to dobry pomysł. Na noc dodawane są różne substancje czyszczące wodę do basenów, na szczęście nic nam się po tej kąpieli nie stało. ;)
Po śniadaniu stwierdziliśmy, że zobaczymy najpiękniejszą rafę w okolicy "Sharm El Naga". W tym celu udajemy się na poszukiwanie środka transportu, który dowiezie nas na miejsce. Szukaliśmy przede wszystkim taksówki, ale jak się okazało nie było to proste zadanie - było pełno busików a zero taksówek. W końcu zaczęliśmy pytać się i tych z busików i znalezionego wreszcie taksówkarza, ale jakoś nie mogliśmy się kompletnie dogadać do ceny przejazdu. Jak nam się zdawało chcieli bardzo drogo za przejazd bo ok. 200LE. Później schodzili do 150 i niżej żaden z nich nie chciał zejść a my tyle nie chcieliśmy zapłacić.
Zatem szczęście nam niezbyt sprzyjało i zdecydowaliśmy się pojechać na plażę hotelu Megawish (naszego niedoszłego hotelu). Mieliśmy już serdecznie dosyć łażenia w tej przepięknej pogodzie po ulicy zamiast wylegiwać się na plaży. Dlatego znajdujemy taksówkarza, który skasował nas 15 LE za przejazd w jedną stronę (oczywiście za wszystkich). Busiki jeżdżą po maksymalnie 2LE za osobę więc trochę przepłaciliśmy. Docieramy do hotelu, przy bramie wjazdowej mówimy, że jedziemy do znajomych z domku 68 (tam mieszkała właśnie Ola, z którą również zgadałem się przez forum przed wyjazdem) ale jak się w końcu okazało nie spotkaliśmy się.
Plaża należąca do hotelu Megawish kładzie na kolana. Jest cudowna, bardzo długa, z prześlicznym cypelkiem z piasku jaki można sobie tylko wyobrazić. Cypelek oddalony jest od brzegu o jakieś 50m, po kilkunastu metrach płycizny robi się konkretnie głęboko. Myślę, że w ciągu 1-3 metrów nagle z pięciu metrów głębokości robi się trzydzieści. Płyniemy bo z tego co pamiętam z forum (jak mi się wydawało) ma być tam najlepsza rafa tej plaży. Tego oczywiście nie jestem pewien bo przecież sama plaża ma 2km długości i może równie dobrze być to całkowicie w innym miejscu.
Rafy tam w końcu nie zobaczyliśmy, ale jest tam przecudownie, niczym na lagunie z raju. Po dopłynięciu okazuje się, że jest pas szeroki na może ok. 1 m piasku, który idzie w głąb morza. Z lewej i prawej strony tego kawałka ziemi uderzają fale! Niesamowite zjawisko! Czasami wydaje się, że idzie się po morzu bo fale całkowicie zasłaniają widok piasku. Leżymy tam jakiś czas rozkoszując się piaskiem, wodą, słońcem i widokami jest naprawdę wspaniale.
Niestety w końcu trzeba wracać, przecież chcemy zobaczyć jeszcze rafę. Wróciliśmy na brzeg i za wskazówką naszych rodaków doszliśmy do rafy przybrzeżnej. Łatwo ją pominąć bo zaczyna się od samego brzegu i rafy prawie nie przypomina. Jest w tragicznym stanie, przykrywa ją ciągle piasek. Pozytywem tej rafy jest to, że jest naprawdę b. długa i rybek jest całe mnóstwo. Rybki są przepiękne i takie jakich jeszcze nie widzieliśmy.
Kilkugodzinne snurkowanie zakończyliśmy szczęśliwie. Kilkanaście metrów od brzegu znajdujemy maleńką rafę, ale kompletnie nie uszkodzoną i nie zasypaną piaskiem. Znajduje się parę metrów pod wodą. Tam zobaczyliśmy wspaniałą płaszczkę, dużą, całą w niebieskie - wręcz odblaskowe kółka. Efekt takiego snurkowania to trochę bolące plecy z opalenia ale warto było!
Po rozmowach z naszymi rodakami, którzy pokazali nam pokoje ich bungalowu (ładne, ale w Roma czyściej i gustowniej) i skorzystaniem z miejscowego pięknego basenu (normalnych a nie mikroskopijnych rozmiarów) postanawiamy wracać. Wracamy zgodnie ze sztuką za 2 LE od osoby busikiem spod samego hotelu. Wiem, wiem, ponoć taniej jest wyjść przed bramę i zatrzymywać jeżdżące busiki, ale dla mnie to ciągle śmiech targować się o 1 LE (60gr) i nie chce nam się iść spory kawałek spod hotelu pod główną drogę.
Jadąc ulicami Hurghady ciągle wydaje mi się, że to sen!
Na kolacji pojawił się zespół Egipcjan grających skocznie i zabawiających nasze rodaczki w tańcu. W tej chwili zastanawiam się czy tak jest codziennie? Przecież pierwszy raz jesteśmy tak wcześnie na obiadokolacji. Jedzenie mimo to, że byliśmy na samym początku nadal dalekie od gorącego, cóż już się czegoś innego nawet nie spodziewałem.
Po kolacji na necik sprawdzić maile, poczytać newsy i zadzwonić do Polski. Newsy szokujące, trzęsienie ziemi w Polsce! A Skype odmówił posłuszeństwa i nie dało się nigdzie dodzwonić.
Już drugą noc mamy problem z klimatyzacją w pokoju. Pomimo zgłoszenia w recepcji nie naprawili jej za pierwszym razem, teraz przyszedł drugi meches. Jak się okazało naprawił on klimatyzację, przez podgrzanie jej na 15 minut. Przy okazji miło sobie z nim porozmawiałem, otrzymał oczywiście napiwek.
Jak będziecie w Egipcie koniecznie spróbujcie napój o nazwie "T.A.S" ale koniecznie o smaku winogron. Niesamowity! Pomimo dosyć sporej ceny jak na egipskie warunki (5 LE za puszkę 0,33) zasmakowałem się w nim bez pamięci. Koniecznie musi być zimny i przed wypiciem wstrząśnięty. W środku jest miąższ z winogron i smakuje genialnie!!! Produkowany jest w Tajlandii, pewnie da się kupić w innych miejscach - może gdzieś w Polsce? Z perspektywy już lat od przyjazdu mogę napisać, że pomimo prób nigdzie go w Polsce nie znalazłem.
Udajemy się jeszcze na parę minut pochodzić po Hurghadzie. Jest pierwsza w nocy, oczywiście można zapomnieć o tym żeby przejść ulicę bez nagabywania. Teraz już na pierwsze pytanie skąd jesteście odpowiadamy, że z Holandii, Niemiec, Jamajki :), a kumpel przez to, że miał na koszulce napis "Venezuela" powiedział, ze z Wenezueli ;).
Ze wstępnym planem wybrania się jutro na Quadsafari idziemy spać. Pomimo tego, że codziennie śpimy b. mało, spać nie chce się prawie w ogóle i zmęczenia się nie odczuwa.
c.d.n.
Około 3-4 w nocy poszliśmy na basen. Przy ogólnej wesołości i dość podniesionych głosach weszliśmy do wody. Nagle nie wiadomo skąd wyrosło kilku Arabów. Ubrani w normalne ciuchy stanęli sobie kilka metrów od nas. Nie wiem może to egipski słoneczny patrol, patrzył czy ktoś z nas nie będzie potrzebował pomocy. :) Po kilkunastu minutach kiedy zrobiło się troszkę zimno (basen naturalnie jest pod otwartym niebem) wychodzimy z wody a słoneczny patrol zniknął. Z perspektywy czasu wiem, że nie był to dobry pomysł. Na noc dodawane są różne substancje czyszczące wodę do basenów, na szczęście nic nam się po tej kąpieli nie stało. ;)
Po śniadaniu stwierdziliśmy, że zobaczymy najpiękniejszą rafę w okolicy "Sharm El Naga". W tym celu udajemy się na poszukiwanie środka transportu, który dowiezie nas na miejsce. Szukaliśmy przede wszystkim taksówki, ale jak się okazało nie było to proste zadanie - było pełno busików a zero taksówek. W końcu zaczęliśmy pytać się i tych z busików i znalezionego wreszcie taksówkarza, ale jakoś nie mogliśmy się kompletnie dogadać do ceny przejazdu. Jak nam się zdawało chcieli bardzo drogo za przejazd bo ok. 200LE. Później schodzili do 150 i niżej żaden z nich nie chciał zejść a my tyle nie chcieliśmy zapłacić.
Zatem szczęście nam niezbyt sprzyjało i zdecydowaliśmy się pojechać na plażę hotelu Megawish (naszego niedoszłego hotelu). Mieliśmy już serdecznie dosyć łażenia w tej przepięknej pogodzie po ulicy zamiast wylegiwać się na plaży. Dlatego znajdujemy taksówkarza, który skasował nas 15 LE za przejazd w jedną stronę (oczywiście za wszystkich). Busiki jeżdżą po maksymalnie 2LE za osobę więc trochę przepłaciliśmy. Docieramy do hotelu, przy bramie wjazdowej mówimy, że jedziemy do znajomych z domku 68 (tam mieszkała właśnie Ola, z którą również zgadałem się przez forum przed wyjazdem) ale jak się w końcu okazało nie spotkaliśmy się.
Plaża należąca do hotelu Megawish kładzie na kolana. Jest cudowna, bardzo długa, z prześlicznym cypelkiem z piasku jaki można sobie tylko wyobrazić. Cypelek oddalony jest od brzegu o jakieś 50m, po kilkunastu metrach płycizny robi się konkretnie głęboko. Myślę, że w ciągu 1-3 metrów nagle z pięciu metrów głębokości robi się trzydzieści. Płyniemy bo z tego co pamiętam z forum (jak mi się wydawało) ma być tam najlepsza rafa tej plaży. Tego oczywiście nie jestem pewien bo przecież sama plaża ma 2km długości i może równie dobrze być to całkowicie w innym miejscu.
Rafy tam w końcu nie zobaczyliśmy, ale jest tam przecudownie, niczym na lagunie z raju. Po dopłynięciu okazuje się, że jest pas szeroki na może ok. 1 m piasku, który idzie w głąb morza. Z lewej i prawej strony tego kawałka ziemi uderzają fale! Niesamowite zjawisko! Czasami wydaje się, że idzie się po morzu bo fale całkowicie zasłaniają widok piasku. Leżymy tam jakiś czas rozkoszując się piaskiem, wodą, słońcem i widokami jest naprawdę wspaniale.
Niestety w końcu trzeba wracać, przecież chcemy zobaczyć jeszcze rafę. Wróciliśmy na brzeg i za wskazówką naszych rodaków doszliśmy do rafy przybrzeżnej. Łatwo ją pominąć bo zaczyna się od samego brzegu i rafy prawie nie przypomina. Jest w tragicznym stanie, przykrywa ją ciągle piasek. Pozytywem tej rafy jest to, że jest naprawdę b. długa i rybek jest całe mnóstwo. Rybki są przepiękne i takie jakich jeszcze nie widzieliśmy.
Kilkugodzinne snurkowanie zakończyliśmy szczęśliwie. Kilkanaście metrów od brzegu znajdujemy maleńką rafę, ale kompletnie nie uszkodzoną i nie zasypaną piaskiem. Znajduje się parę metrów pod wodą. Tam zobaczyliśmy wspaniałą płaszczkę, dużą, całą w niebieskie - wręcz odblaskowe kółka. Efekt takiego snurkowania to trochę bolące plecy z opalenia ale warto było!
Po rozmowach z naszymi rodakami, którzy pokazali nam pokoje ich bungalowu (ładne, ale w Roma czyściej i gustowniej) i skorzystaniem z miejscowego pięknego basenu (normalnych a nie mikroskopijnych rozmiarów) postanawiamy wracać. Wracamy zgodnie ze sztuką za 2 LE od osoby busikiem spod samego hotelu. Wiem, wiem, ponoć taniej jest wyjść przed bramę i zatrzymywać jeżdżące busiki, ale dla mnie to ciągle śmiech targować się o 1 LE (60gr) i nie chce nam się iść spory kawałek spod hotelu pod główną drogę.
Jadąc ulicami Hurghady ciągle wydaje mi się, że to sen!
Na kolacji pojawił się zespół Egipcjan grających skocznie i zabawiających nasze rodaczki w tańcu. W tej chwili zastanawiam się czy tak jest codziennie? Przecież pierwszy raz jesteśmy tak wcześnie na obiadokolacji. Jedzenie mimo to, że byliśmy na samym początku nadal dalekie od gorącego, cóż już się czegoś innego nawet nie spodziewałem.
Po kolacji na necik sprawdzić maile, poczytać newsy i zadzwonić do Polski. Newsy szokujące, trzęsienie ziemi w Polsce! A Skype odmówił posłuszeństwa i nie dało się nigdzie dodzwonić.
Już drugą noc mamy problem z klimatyzacją w pokoju. Pomimo zgłoszenia w recepcji nie naprawili jej za pierwszym razem, teraz przyszedł drugi meches. Jak się okazało naprawił on klimatyzację, przez podgrzanie jej na 15 minut. Przy okazji miło sobie z nim porozmawiałem, otrzymał oczywiście napiwek.
Jak będziecie w Egipcie koniecznie spróbujcie napój o nazwie "T.A.S" ale koniecznie o smaku winogron. Niesamowity! Pomimo dosyć sporej ceny jak na egipskie warunki (5 LE za puszkę 0,33) zasmakowałem się w nim bez pamięci. Koniecznie musi być zimny i przed wypiciem wstrząśnięty. W środku jest miąższ z winogron i smakuje genialnie!!! Produkowany jest w Tajlandii, pewnie da się kupić w innych miejscach - może gdzieś w Polsce? Z perspektywy już lat od przyjazdu mogę napisać, że pomimo prób nigdzie go w Polsce nie znalazłem.
Udajemy się jeszcze na parę minut pochodzić po Hurghadzie. Jest pierwsza w nocy, oczywiście można zapomnieć o tym żeby przejść ulicę bez nagabywania. Teraz już na pierwsze pytanie skąd jesteście odpowiadamy, że z Holandii, Niemiec, Jamajki :), a kumpel przez to, że miał na koszulce napis "Venezuela" powiedział, ze z Wenezueli ;).
Ze wstępnym planem wybrania się jutro na Quadsafari idziemy spać. Pomimo tego, że codziennie śpimy b. mało, spać nie chce się prawie w ogóle i zmęczenia się nie odczuwa.
c.d.n.
Zgłoś błąd / nadużycie » Przyjazne drukowanie »
Dodaj komentarz
Aby skomentować musisz się najpierw zalogować
Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował.